Quantcast
Channel: Kosmetyczne sekrety
Viewing all 98 articles
Browse latest View live

Nowości ze sklepu Cocolita.pl - Freedom Makeup, Beauty Crew

$
0
0
Kilka dni temu dotarła do mnie paczka z nowościami ze sklepu cocolita.pl. Zdecydowałam się na produkty nowej na polskim rynku marki kosmetyków kolorowych - Freedom Makeup, a także na pędzle Beauty Crew. Przyznam, że jestem zaskoczona jakością zarówno kolorówki, jak i pędzli, ale więcej napiszę Wam w recenzjach poszczególnych produktów :) Do zamówienia dołączone były cukierki, które... niestety nie dotrwały do zdjęć :D


Zacznijmy od kosmetyków Freedom Makeup, które są łudząco podobne do Makeup Revolution - nie sądzicie? :) Zarówno opakowaniami, jak i jakością przypominają mi właśnie wyżej wspomnianą markę, którą - nie ukrywam - bardzo lubię, więc z Freedom też pewnie się polubimy. 

Skusiłam się na dwa, iście letnie odcienie szminek Pro Lipstick Now: od prawej Juicy Lips i Candy Sweet. Jedna taka szminka to koszt... pięciu polskich złotych :D Kolory są nasycone i, jak na tak niską cenę, trwałe, więc będą w użyciu przez całe wakacje :) Kolory na zdjęciu nieco przekłamane - w rzeczywistości są to pastelowa brzoskwinia i soczysta fuksja. Dostępne TUTAJ.


Bronzer Pro Glow o wdzięcznej nazwie Purr znalazł się w zamówieniu głównie przez moje srocze zapędy - lubię wszystko, co pięknie wygląda :D Kolor jest bardzo delikatny, więc będę go używać raczej jako pudru korygująco-rozświetlającego, ale nic nie odejmie mu uroku :) Kosztuje 12,50 zł, a kupić możecie go TUTAJ

Paleta 6 matowych cieni Shade & Brighten Mattes Kit to była miłość od pierwszego wejrzenia! Kolory cieni pozwolą na wykonanie zarówno delikatnego, dziennego makijażu, jak i wieczorowego smokey. Brakowało mi takiej paletki, którą będę mogła zabrać w podróż - ta jest niewielka, a cienie świetnie napigmentowane, więc spokojnie mogę wrzucić ją do kosmetyczki urlopowej. Jej cena to również 12,50 zł, do nabycia TUTAJ


Dwa kolejne kosmetyki to raczej gadżety, pozwalające na przedłużenie trwałości makijażu. Nie będę ich, rzecz jasna, używać na co dzień, a tylko na większe wyjścia, gdy będę musiała wyglądać nienagannie przez całą noc. Są to matująca baza pod makijaż Pro Mattify i spray utrwalający Pro Fixing Spray. Jeszcze ich nie używałam, bo w te upały w ogóle się nie maluję (i tak wszystko by spłynęło po 5 minutach), ale jak tylko nadarzy się okazja, nie omieszkam ich dokładnie przetestować. Baza kosztuje 25 zł (TUTAJ), a utrwalacz 17,50 zł (TUTAJ). 


Pędzle do makijażu Beauty Crew (te, które otrzymałam) są w większości wykonane z  naturalnego włosia, bardzo mięciutkie i puchate, a także solidnie wykonane. Wyglądem nieco przypominają Hakuro, jeśli chodzi o jakość - też jest podobnie :) Mają długie, wygodne trzonki, a po praniu nie zmieniają swojego ksztaltu. Te czarne na początku trochę farbowały, ale po kilku myciach problem zniknął.


Ja posiadam w swojej kolekcji 13 z 19 dostępnych w sklepie - wszystkie możecie podejrzeć TUTAJ. Spójrzcie tylko na ich ceny! Pędzle do oczu są tanie jak barszcz! Te do twarzy trochę droższe, ale są naprawdę świetne jakościowo. Mam nadzieję, że będą mi długo służyć, bo zapowiadają się nieźle :)




Zabieram się do testowania, a Was pytam - o czym chciałybyście najpierw poczytać?
Co spośród moich nowości najbardziej Was zainteresowało? :)



SYNCHROLINE, Aknicare Sun Teintee SPF30

$
0
0
Przy tak wysokich temperaturach, jakie panują obecnie w całej Polsce, niezbędna jest ochrona przed szkodliwym promieniowaniem. Szczególnie posiadaczki cer tłustych, mieszanych i trądzikowych wiedzą, jak ciężko jest znaleźć krem z filtrem, który jednocześnie będzie chronił przed słońcem, nawilży, nie zapcha, a wręcz przeciwnie - pomoże w leczeniu niedoskonałości. Ja znalazłam coś, co spełnia wszystkie moje oczekiwania. Mowa o kremie Synchroline z serii Aknicare Sun teintee z filtrem SPF 30. 

Przyznam szczerze, że nasze początki były trudne. Krem nie jest biały, jak tradycyjne filtry. To raczej coś w rodzaju kremu BB, a w dodatku jego kolor jest dość ciemny, więc aplikacja na początku sprawiała mi problemy. Robił mi plamy na twarzy, a każdy podkład nałożony na niego rolował się i nie chciał równomiernie rozprowadzić. Winowajcą tych kłopotów nie był jednak sam krem, a... ja. Dokładniej, moje nieumiejętne rozprowadzanie kremu na twarzy :) 
Pamiętajcie, żeby przed użyciem dokładnie go wstrząsnąć, na twarz nakładać naprawdę niewielką jego ilość, a potem wmasować, aż do całkowitego wchłonięcia. Wtedy unikniecie brązowych placków, efektu maski, a także rolowania się podkładu, czy ciasta na buzi po nałożeniu pudru :) Nie martwcie się, na pierwszy rzut oka, ciemno-brązowo-pomarańczowym odcieniem. Nieźle stapia się z cerą i po roztarciu prawie go nie widać.

Jak sprawdził się krem na mojej tłustej cerze? Świetnie! 

Od razu powiem Wam, że kryje słabo, więc osoby, które mają więcej do zakrycia, mogą go używać pod podkład (to filtr chemiczny, działający wewnątrz skóry, więc nakładamy go jako pierwszego). Efekt, jaki daje, to wyrównanie kolorytu cery, nadanie jej lekko opalonego odcienia i wygładzenie. Ja czasem używałam go solo, czasem z minerałami, a czasem z płynnymi podkładami - zależało to zazwyczaj od temperatury powietrza :) W ciągu ostatnich kilku dni na twarzy lądował tylko Aknicare i puder z Kryolanu, bo im więcej bym nałożyła, tym szybciej by to spłynęło... 

Przede wszystkim, Aknicare łagodzi stany zapalne i sprawia, że szybciej się goją. Wszystkie ranki, czy zaognione "niespodzianki" znikają znacznie szybciej, niż normalnie. Zauważyłam, że zaskórniki pojawiają się znacznie rzadziej, a uwierzcie mi, że odkąd zaczęły się upały, strasznie ciężko mi utrzymać moją twarz w znośnym stanie. Krem nie daje efektu całkowitego, płaskiego matu. Zostawia cerę lekko rozświetloną i gładką. Nie zmniejsza widoczności porów, nie kryje jak podkład, ale widocznie nawilża. Nie wysusza cery, jak niektóre kremy do cery trądzikowej, nie pozostawia uczucia ściągnięcia. Jak dla mnie - idealnie!

Niestety, zgubiłam gdzieś kartonik, w który była zapakowana tubka z kremem, więc nie mogę wstawić zdjęcia składu, ale znalazłam go w ulotce. Dla zainteresowanych:

Skład INCI: AQUA(WATER), TRIETHYL CITRATE, CETEARYL ALCOHOL, DIETHYLAMINO HYDROXYBENZOYL HEXYL BENZOATE, ETHYLHEXYL METHOXYCINNAMATE, OCTOCRYLENE, ALCOHOL DENAT., METHYLENE BIS-BENZOTRIAZOLYL TETRAMETHYLBUTYLPHENOL, PROPYLENE GLYCOL, GLYCOL PALMITATE, ARACHIDYL ALCOHOL, OLIGOPEPTIDE-10, SODIUM HYALURONATE, CYCLOPENTASILOXANE, BENZYL PCA, CETEARYL GLUCOSIDE, DIMETHICONE, BEHENYL ALCOHOL, ARACHIDYL GLUCOSIDE, XANTHAN GUM, BUTYLENE GLYCOL, DECYL GLUCOSIDE, C30-45 ALKYL CETEARYL

Substancjami aktywnymi są cytrynian trietylu, GT peptide-10, filtry chemiczne UV i kwas hialuronowy. Krem nie zawiera retinoidów ani antybiotyku, więc możecie kupić go bez recepty, ale pamiętajcie, że jeśli macie większe problemy z trądzikiem, nie zastąpi on leczenia dermatologicznego.


Jeśli chodzi o ochronę przed promieniowaniem, jestem zadowolona. Oczywiście, przy takich temperaturach, trzeba powtarzać aplikację co kilka godzin, ale mogę Was zapewnić, że filtr działa jak należy. Nos i okolice oczu, które u mnie praktycznie każdego lata były spieczone na raka, tym razem nabrały lekko brązowego koloru, bez podrażnień i oparzeń. Podsumowując - jeśli macie problemy z nadmiernym przetłuszczaniem cery, bądź trądzikiem i szukacie dobrego filtra, Synchroline Aknicare Sun Teintee to coś dla Was! Jest to dermokosmetyk, więc kupić możecie do jedynie w aptekach. Cena za 50 ml tubkę oscyluje w granicach 50 zł, co moim zdaniem nie jest dużą kwotą.

A Wy, jakich filtrów używacie latem? :)

P.S.
Przypominam, że do niedzieli możecie zgłaszać się do rozdania, w którym do zgarnięcia jest zestaw profesjonalnych kosmetyków do włosów. Link [TUTAJ].


Szminki Freedom Makeup Pro Lipstick: Candy Sweet, Juicy Lips

$
0
0
Jakiś czas temu, w poście z nowościami pokazałam Wam nową markę na polskim rynku - Freedom Makeup, siostrzaną markę Makeup Revolution, tworzoną przy współpracy z profesjonalnymi wizażystami. Najbardziej zaciekawiły Was szminki, którym poświęcę dzisiejszy wpis :)


Wybrałam sobie dwa letnie kolory - fuksję (której za nic nie mogłam uchwycić na zdjęciu - wychodziła mi malina) o wdzięcznej nazwie Candy Sweet i delikatną brzoskwinię, czyli Juicy Lips. Oba odcienie mają kremowe wykończenie, łatwo rozprowadzają się na ustach i nie wysuszają skóry, jednak mogą podkreślać suche skórki, więc nie zapominajmy o regularnych peelingach :)


Jeśli chodzi o trwałość, trochę się od siebie różnią. Fuksja trzyma się na ustach spokojnie 4 godziny, a brzoskwinia po godzinie-dwóch już znika, więc trzeba jej na usta dołożyć. Ale i kolor jest mniej napigmentowany, bardziej delikatny i transparentny, więc nie ma co się dziwić :) Szminki schodzą równomiernie i nie migrują na zęby.

Jedyne, czym jestem zawiedziona to opakowania. Są wykonane ze słabej jakości plastiku i myślę, że gdybym nosiła szminki ciągle w torebce, za jakiś czas skuwki by popękały :( Drugą rzeczą, jaką zauważyłam, to krzywe "podstawki", czyli te dolne części, w których są pokazane kolory. Z jednej strony plastik jest bardziej schowany do środka, niż z drugiej i szminki stoją krzywo (mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi?). Nie przeszkadza mi to jednak w ich użytkowaniu - szminki same z siebie nie otwierają się i nie wykręcają, więc nie jest źle. Wiadomo, opakowanie mogłoby być lepsze, ale...


... ich  cena to całe pięć złotych. Tak, pięć polskich złotych :D Nie wymagam cudów - jak za taką cenę, jestem mega zadowolona :) Na początku nie byłam przekonana do różu, bo nie do końca dobrze czuję się w takich kolorach, ale jest lato, więc czemu by nie poszaleć? Teraz noszę ją nawet częściej, niż tę brzoskwinię, tak mi przypadła do gustu! 


Poniżej fotki ukazujące oba odcienie na ustach. Na drugim zdjęciu trochę podkręciłam kolory, ale nie zwracajcie na to uwagi. Chciałam po prostu jak najlepiej oddać odcień fuksji :) 



Jak Wam się podobają? :) Polecam, szczególnie na lato, bo kolory są nasycone i piękne, a za taką cenę możemy mieć naprawdę niezłej jakości szminki, które wcale nie znikną z ust po kilkunastu minutach :) Pokazane wyżej kolory, jak i wiele innych odcieni szminek Freedom Makeup znajdziecie w sklepie cocolita.pl. 


P.S.
Na moim Facebookowym profilu trwa rozdanie, gdzie do zgarnięcia 3 kremy do zadań specjalnych. Link tutaj [KLIK]



Sylveco, Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany | Wygładzająca odżywka do włosów

$
0
0
Jakiś czas temu w sklepach, w których dostępne są produkty Sylveco, pojawiła się kusząca promocja. Szampon + odżywka w cenie samego szamponu to niezły deal, prawda? :) Przyznam szczerze, że nie miałam pojęcia o dostępności produktów tej marki w moim mieście - jeszcze jakiś czas temu ich nie było. Na szczęście na stronie producenta jest spis zarówno internetowych, jak i stacjonarnych sklepów, w których dostaniecie Sylveco. Warto na niego zerknąć :)

Odbudowujący szampon pszeniczno - owsiany nie jest dla mnie nowością. Jakiś czas temu znalazłam go w ShinyBoxie i choć nasze początki były trudne, z czasem się polubiliśmy. Problem tkwi w tym, że włosy muszą przyzwyczaić się do ziołowych kosmetyków. Szampon słabo się pieni, więc możecie odnieść wrażenie, że włosy są niedomyte, ale nic bardziej mylnego! Mimo swej delikatności, dość dobrze oczyszcza (oczywiście olej trzeba zmywać dwukrotnie). 

Jest dość gęsty i przezroczysty, co świadczy o jego naturalnym składzie. Zawsze te przezroczyste szampony sprawdzały się u mnie lepiej, chociaż dopiero przy dłuższym stosowaniu (oczywiście są wyjątki). Pachnie bardzo delikatnie, ziołowo, świeżo. Przy spłukiwaniu włosy są tępe, ale po wyschnięciu nie sprawiają problemów przy rozczesywaniu, są miękkie i puszyste. Po zużyciu drugiego opakowania widzę, że szampon miał dobry wpływ na moje suche kudły! Muszę też wspomnieć, że łagodzi skalp - przy moim ŁZS czułam to już po pierwszym użyciu.

Jeśli chodzi o wygładzającą odżywkę, mam mieszane uczucia. Raz jest świetna, raz mam ochotę wyrzucić ją do kosza. Producent zaleca trzymać ją na włosach około 2 minut, ale gdy używałam jej w ten sposób, nie robiła dosłownie nic :( Gdy mam na to czas, nakładam ją na całą długość i skalp, na pół godziny pod czepek i ręcznik, wtedy jestem zadowolona z efektów. Włosy są nawilżone, dociążone na długości, a u nasady odbite, miękkie i błyszczące. Nie spełnia jednak swojej najważniejszej funkcji - nie wygładza. Być może to wina moich wysokoporowatych włosów, ale pod tym względem jestem lekko zawiedziona. 

Muszę też wspomnieć o opakowaniu - odżywka jest baardzo gęsta, a butelka z niewielkim otworkiem (taka sama jak w przypadku szamponu) uniemożliwia wydobycie z niej choć kropli kosmetyku. Zawsze odkręcam nakrętkę i potrząsam butelką, czekając, aż coś wyleci. Nie wiem tylko, ja to się sprawdzi, gdy produktu będzie już mało... Zapach jest mocno ziołowy (z pewnością przez olejek sosnowy w składzie) i nie każdemu może przypaść do gustu. Na moich włosach nie utrzymuje się jednak przez dłuższy czas. 


I na koniec składy:

Szampon:woda,  glukozyd laurylowy,  betaina kokamidopropylowa,  miód,  glukozyd kokosowy, panthenol,  proteiny owsa,  proteiny pszenicy,  guma guar,  kwas mlekowy,  benzoesan sodu,  olejek z trawy cytrynowej 

Odżywka:woda,  alkohol cetylowy,  ekstrakt z łopianu,  cukier,  olej z pestek winogron,  oliwa z oliwek,  gliceryna,  kwas stearynowy,  panthenol,  glukozyd decylowy,  olej arganowy,  oleinian glicerolu,  kwas mlekowy,  guma guar,  benzoesan sodu,  betaina kokamidopropylowa,  olejek sosnowy 


Podsumowując: taki duet to świetne rozwiązanie, ale dla grubych i zdrowych włosów, takich, które lubią zioła i naturalne składy. Moje, wysokoporowate i cienkie, musiały długo przyzwyczajać się do szamponu i odżywki, abym w końcu zauważyła jakieś efekty. Cieszę się, że kupiłam je w promocji i za dwie sztuki zapłaciłam coś około 23 złotych - w przeciwnym razie byłabym mocno zawiedziona, bo kosmetyki Sylveco naprawdę lubię i jak do tej pory żaden mnie nie zawiódł. 

____________________________

Zestaw kosmetyków Experto Professional z serii Volume zgarnia...
Izabela Skrodziuk

Zwyciężczyni gratuluję, a Was zapraszam na Facebooka, gdzie można wygrać jeden z trzech kremów do zadań specjalnych :) Już niedługo kolejne rozdanie! Stay tuned :D


Evree, Max Repair, Regenerujące serum do paznokci + ROZDANIE

$
0
0
Piękne dłonie to wizytówka kobiety. Każda z nas lubi mieć nawilżoną, gładką skórę i długie, zadbane, mocne paznokcie. O ile z tym pierwszym nie ma problemu, tak paznokcie (przynajmniej w moim przypadku) są bardziej wymagające i potrzebują szczególnej uwagi. Jak wiecie, często robię manicure hybrydowy, a do jego usuwania używam acetonu, który wysusza skórki i osłabia płytkę. Jak sobie z tym radzić? Ja znalazłam na to sposób :)

Moje paznokcie wreszcie zaczęły rosnąć! A to wszystko dzięki kolejnemu, świetnemu produktowi od Evree - serum do paznokci Max Repair. Swoją drogą, czy oni mają jakiś bubel w swojej ofercie? Bo jak na razie wszystko, co wpadnie mi w łapki, od razu zyskuje miano ulubieńca :)

Nie jest to typowa odżywka, którą nakładamy jak lakier. Jest to olejowe serum, które wsmarowujemy w płytkę i czekamy aż do wchłonięcia. O olejowaniu paznokci słyszałam już dawno, ale używałam do tego tylko olejku rycynowego. Jego aplikacja nie była zbyt wygodna i higieniczna, bo wszystko było tłuste, a wchłaniał się dosłownie wieki. Z serum Max Repair jest inaczej.

Kosmetyk dostajemy w niewielkiej, 8-mililitrowej tubce, zakończonej aplikatorem w formie pędzelka. Aby wydobyć serum z opakowania, wystarczy lekko nacisnąć tubkę, a potem wsmarować olejek w paznokcie i skórki. Prosta i higieniczna aplikacja, bez paprania sobie rąk w tłustej mazi - dla mnie bomba! 

Jeśli chodzi o konsystencję preparatu, jest to dość rzadki olejek, który dość szybko się wchłania. Uważajcie, żeby nie wylać go na paznokcie za dużo, bo może ściekać, ale dla mnie nie jest to problem - lepiej dołożyć, niż potem poślizgnąć się na tłustych płytkach w łazience :D


Serum używam około 3-4 razy dziennie, wmasowując je w płytkę i skórki, bądź pozostawiając do wyschnięcia. Gdy miałam pomalowane paznokcie (co ostatnio zdarzało się baaardzo rzadko), kosmetyk ląduje tylko na skórkach. Po ponad 3 tygodniach stosowania, zauważyłam, że coś jest nie tak... Przecież moje paznokcie nie sięgały nawet poza opuszki, a teraz... Same zobaczcie:


Jestem naprawdę pod wrażeniem, bo serum znacznie przyspieszyło wzrost paznokci i widocznie je wzmocniło - wystarczyło tylko regularnie maziać paznokcie naolejonym pędzelkiem. Nie łamią się, nie rozdwajają, są twarde i mocne. Skórki są może bardziej nawilżone, ale nadal się zadzierają, więc nadal walczę, ale Max Repair to serum do paznokci, a nie do skórek :)

Myślę, że kluczową rolę odgrywa tu skład, w którym znajdziemy aż osiem naturalnych olejków: oliwkowy, winogronowy, makadamia, ostropestowy, awokado, abisyński, arganowy i jojoba. Mimo, że to naturalna mieszanka, serum ma naprawdę przyjemny, owocowy, świeży zapach, który uprzyjemniał aplikację. Jestem pozytywnie zaskoczona ceną - Serum Max Repair możecie kupić w Rossmannie, a zapłacicie za nie ok. 15 zł. Czujecie się skuszone? :D



Dla tych, które chciałyby odżywić i wzmocnić swoje paznokcie, mam niespodziankę. 
Jedno serum jest dla Was
Mini rozdanie potrwa do przyszłej niedzieli, tj. 23.08
Aby przetestować Max Repair, wystarczy obserwować publicznie mojego bloga i dać znać w komentarzu, że bierzecie udział :)

Powodzenia!


MIO, Get Waisted - krem wyszczuplający brzuch i modelujący talię

$
0
0
Kiedy przechodzimy na dietę i zaczynamy chudnąć, skóra zaczyna tracić jędrność. W czasie, regularnie ćwiczyłam i zdrowo się odżywiałam, mój brzuch nie był już taki napięty, jak wcześniej i chociaż szczuplejszy, nie wyglądał zbyt dobrze. Nie oszukujmy się - gdy tracimy na wadze, brzuch zaczyna wisieć... Szukałam kosmetyków, które pomogą poprawić kondycję skóry w tych okolicach, ale nic nie działało. Do czasu, aż trafiłam na krem Get Waisted od Mio :)

Krem miał zmniejszyć odkładanie się tkanki tłuszczowej w okolicach brzucha, wyszczuplić go, ujędrnić skórę i wymodelować talię. Czy obietnice, które widzimy na opakowaniach wielu kremów o podobnym działaniu, zostały spełnione?

Kosmetyk zamknięty jest w butelce typu airless, z aplikatorem w postaci wygodnej pompki. Jedno naciśnięcie pompki = jedna porcja kremu, którą jednorazowo mamy wsmarować w brzuch i boczki. Dla mnie było to za mało, więc zazwyczaj brałam dwie porcje i masowałam sobie skórę około minuty. Krem jest lekki i szybko się wchłania, a przy tym świeżo, delikatnie pachnie, więc każdy taki zabieg był relaksująco przyjemny. Podczas wchłaniania czuć było chłód. Nie przeszywający i uciążliwy (jak np. w przypadku kosmetyków Eveline), ale delikatny i przynoszący ulgę, szczególnie podczas upałów. Było czuć, że coś się dzieje :P

Jeśli chodzi o skład, jest całkiem fajny i bogaty w naturalne wyciągi, które miały pozytywny wpływ na stan mojej skóry. Głównymi składnikami aktywnymi są wyciąg z listownicy palczastej, wyciąg z kopru morskiego, dwa rodzaje wyciągu z algi czerwonej, kofeina klasy farmaceutycznej, adipoless, adiposlim oraz kompleks protein z owsa, bogaty w przeciwutleniacze oraz fosfolipidy - naturalne substancje nawilżające.

Krem wystarczył mi na około 1,5 miesiąca codziennego stosowania. Jakie zmiany zauważyłam po tym czasie? Przede wszystkim widoczne i dość duże napięcie skóry brzucha. Wcześniej była sflaczała i utraciła jędrność, teraz stała się bardziej zbita i "gęsta". Zaznaczę, że podczas stosowania kremu nie ćwiczyłam zbyt regularnie, bo nie miałam na to czasu. Jadłam zdrowo, ale też nieregularnie, więc nie dbałam jakoś specjalnie o to, żeby wspomóc działanie Get Waisted. Mimo tego, w talii ubyło mi 4 cm :)


Uważam, że gdybym kurację kremem wspomogła codziennymi ćwiczeniami i restrykcyjną dietą, mogłoby być jeszcze lepiej. Centymetry leciały i bez kremu, ale bardzo powoli, a skóra wyglądała źle. Get Waisted sprawił, że wcięcie w talii stało się bardziej widoczne, a brzuch jędrny i napięty. Dla takich efektów warto wypróbować!

Jedyną wadą może być wysoka cena produktu. Get Waisted kosztuje obecnie 175 zł, a nabyć możecie go w sklepie internetowym producenta [klik w obrazek poniżej].


Purite, Scrub mandarynka + grejpfrut

$
0
0
Czy są tu jakieś fanki peelingów? Ja jestem prawdziwą peelingową maniaczką... :D Moi domownicy śmieją się, że chyba je zjadam, bo wszystkie znikają z prędkością światła. Peelingi to świetne rozwiązanie dla osób "gruboskórnych", takich jak ja, ze skórą suchą, nielubiących się codziennie maziać balsamami i masłami, szczególnie latem, gdy temperatury za oknem nie sprzyjają szybkiemu wchłanianiu się kosmetyków. 

Jakiś czas temu na fanpage'u sklepu Blisko Natury udało mi się wygrać peeling, w którym zakochałam się od pierwszego użycia! :) Mowa o scrubie nowej na polskim rynku marki Purite, produkującej naturalne, organiczne i ekologiczne kosmetyki, których dobroczynne działanie czuć już przez opakowanie! 

A skoro już przy opakowaniu jesteśmy, mam Wam do przekazania ważną rzecz :) Marka Purite dba o ochronę środowiska, dlatego zorganizowała akcję polegającą na ponownym wykorzystaniu opakowań po ich kosmetykach. Są to szklane słoiczki, które łatwo umyć - potem wysyłamy je na adres firmy, a w zamian dostajemy zwrot kosztów wysyłki w postaci bonu, a także 10% rabatu na zakupy w sklepie. Inne marki powinny brać z nich przykład! :)



Co mnie tak urzekło w tym scrubie, że pokochałam go od pierwszego użycia? Już Wam mówię :)

Przede wszystkim, pierwsze co mnie "uderzyło" zaraz po odkręceniu wieczka, to piękny zapach. Nie jest typowy dla peelingów drogeryjnych. Nie każdemu może się spodobać, ale czuć w nim naturę :) Połączenie naturalnych składników z olejkami eterycznymi tworzy niesamowitą woń, która podczas kąpieli jest prawdziwą ucztą dla zmysłów. 

Po drugie - rzadko spotykana w peelingach konsystencja. Bazą tego scrubu jest gruboziarnista sól z Morza Martwego, która pełni funkcję dość mocnego zdzieraka :) Produkt w zależności od temperatury jest albo zbity, albo półpłynny - aktualnie nie było dane mi go zobaczyć w tej gęstszej postaci. Produkt nie ma jednolitej konsystencji, więc przed użyciem warto go wymieszać. Jeśli miałyście kiedyś do czynienia z peelingami solnymi od Organique, pewnie wiecie o co mi chodzi. Na wierzchu zbierają się oleje, a na dno słoiczka opada sól, które trzeba ze sobą połączyć. 

No i na koniec najważniejsze, czyli świetne, wspaniałe i cudne działanie! :) Na początku jest ostro - drobiny soli są grube i nie każdy może je polubić (ja je kocham :D). Pod wpływem ciepłej wody rozpuszczają się i przyjemnie masują ciało, dokładnie zdzierając martwy naskórek. Potem sól całkowicie się rozpuszcza, a po spłukaniu na skórze zostają same olejki, które sprawiają, że po kąpieli nie muszę używać już żadnego balsamu. Ciało jest nawilżone i natłuszczone, skóra miękka , gładka i pachnąca, a efekt ten utrzymuje się nawet do 2-3 dni po wykonaniu peelingu!



Nie będę pisała o wydajności - dla mnie każdy scrub jest niewydajny, bo używam ich bardzo często, ale myślę, że powinnyście być zadowolone. Peeling Purite jest idealnym rozwiązaniem dla leniuchów, które nie lubią codzienie nawilżać swojego ciała :) Skład ma w 100% naturalny, świetnie radzi sobie ze zdzieraniem i odżywianiem skóry, cudnie pachnie. Czego chcieć więcej? :) Niech was nie przeraża jego cena (39,90zł), bo bywają droższe scruby, a z pewnością nie są lepsze od tego. 

Czujecie się skuszone?


ShinyBox Sierpień 2015

$
0
0
Wakacje się kończą, ale przyznajcie same, że w tym roku pogoda dopisała! Nie trzeba było nigdzie wyjeżdżać, żeby tropikalne upały dały nam się we znaki :) Końcówka sierpnia przyniosła mi, oprócz udanego urlopu nad morzem, najnowszą edycję ShinyBox, zapakowaną w urocze, biało-różowe pudełko z flamingami :)

Sierpniowa edycja to aż 6 produktów pełnowymiarowych, a w tym dwie nowości kosmetyczne, które dopiero pojawiły się na rynku.  Patrząc na zawartość ostatnich pudełek, włącznie z najnowszym, bardzo się cieszę, że Shiny stawia na naturalne kosmetyki - olejki, glinki, kremy organiczne. Każda z nas z pewnością lubi takie produkty i znajdzie dla nich zastosowanie.

W pudełku, oprócz pełnowymiarowych kosmetyków, znalazły się również widoczne na zdjęciu powyżej: Zestaw tatuaży ozdobnych SilverTatoo - 12 zł/op., a także próbka Kremu BB od Skin79, wraz z rabatem 15% na zakupy w sklepie. Całkiem fajny pomysł, ale zamiast tatuaży wolałabym miniaturę jakiegoś kosmetyku, lub pomadkę ochronną :) 

Przejdźmy jednak do pełnej zawartości:

MOKOSH, Kosmetyczny olej lniany - 45 zł/100 ml

Olej zawiera niezwykle dużą liczbę naturalnych przeciwutleniaczy, chroniących organizm przed wolnymi rodnikami, a także nienasycone kwasy tłuszczowe. Olej nawilża, odżywia i spowalnia starzenie skóry, wzmacnia włosy i paznokcie, jak również można go stosować do pielęgnacji delikatnej skóry dzieci.

Nigdy Wam o tym nie pisałam, ale uwielbiam olej lniany! <3 Służy zarówno mojej trądzikowej cerze, jak i suchym, wysokoporowatym włosom. Kiedyś nawet go piłam, ale brak mi było systematyczności. Olej lniany ma naprawdę wiele zastosowań i zaręczam Wam, że na pewno znajdziecie sposób, aby go wykorzystać. Zastanawia mnie tylko jego wysoka cena - z tego, co pamiętam, w aptece płacę około 30 zł za pół litra...

YASUMI, Maseczka regenerująca na noc - 75 zł/30 ml 

Maska na noc z kwasem hialuronowym i argireliną to kosmetyk o wyjątkowych właściwościach regenerujących, odżywczych i przeciwstarzeniowych. Po zastosowaniu maski skóra jest nawilżona, zregenerowana, jędrna i zauważalnie gładsza. Maska jest idealna do stosowania dla każdego rodzaju cery. 

Ucieszyła mnie jej obecność w pudełku, bo maseczek nigdy za wiele, a markę Yasumi bardzo lubię. Okazało się, że nie jest to taka zwykła maska. Nakłada się ją jak krem i zostawia na całą noc. Rano skóra jest nawilżona i gładka, a sam kosmetyk ma lekką, musową konsystencję i przyjemny, delikatny zapach :) Wyczytałam też, że zawarta w niej argirelina to naturalna alternatywa dla botoksu - zobaczymy!

SYLVECO, Lipowy płyn micelarny - 18,40 zł/200 ml

Delikatny i jednocześnie skuteczny, hypoalergiczny preparat, który dokładnie oczyszcza skórę. Zawiera ekstrakt z kwiatów lipy szerokolistnej, który wykazuje działanie nawilżające i osłaniające, zwiększa elastyczność i sprężystość oraz odporność skóry na utratę wody. 

Używałam go już jakiś czas temu i baaardzo lubię! Pełna recenzja TUTAJ.

LIV DELANO, Krem - sorbet do rąk Oriental Touch - 12 zł/75 g

Krem intensywnie nawilża skórę rąk. Zawiera naturalne składniki takie jak organiczny olej sojowy i lniany, kwas hialuronowy, proteiny migdałów czy wyciąg z wodorostów. Kosmetyk koi delikatną skórę rąk, dając przyjemne uczucie świeżości i komfortu. Szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia tłustości. 

Krem poczeka na swoją kolej, bo aktualnie mam otwarte trzy inne, które muszę zużyć :) Podoba mi się jego opakowanie, a także napakowany naturalnymi wyciągami i olejkami skład. Może stanie się moim ulubieńcem? 


SILCARE, Lakier do paznokci The Garden of Colour Mini - 6,99 zł/9 ml

Lakiery The Garden of Colour Mini to przede wszystkim najwyższej jakości lakiery do paznokci o doskonałym nasyceniu kolorów, gęste i idealnie kryjące. Mini to również kolejna historia na Twoich paznokciach, paleta wykwintnych i szykownych barw sprawi, że każdy dzień będzie dla Ciebie wyjątkowy.

Niestety, ale kolor lakieru zupełnie mi nie podpasował. Na zdjęciu tego nie widać, ale ma perłowe, srebrne drobinki, których nie cierpię w lakierach! Sam odcień jest lekko żółty, więc idealny na lato. Można było jeszcze trafić w pudełkch na lakier Ingrid, który wyglądał już trochę lepiej, więc żałuję, że dostałam akurat tę wersję. 



Podsumowując: jestem mega zadowolona ze wszystkich kosmetyków, jakie znalazłam w sierpniowej edycji ShinyBoxa - to naprawdę udany zestaw! Szkoda tylko, że trafiłam na taki kolor lakieru, którego pewnie nie użyję. Tatuaże z pewnością wykorzystam, choć zamiast nich mógł się znaleźć w boxie jakiś miniaturowy kosmetyk. Nie narzekam, bo jest naprawdę dobrze :)

A Wy co sądzicie o sierpniowym ShinyBoxie? 




Porównanie rozświetlaczy z WIBO - Diamond Illuminator | Royal Shimmer

$
0
0
Rozświetlacz Diamond Illuminator z Wibo podbił serca wielu blogerek. Chyba nie ma dziewczyny, która by go jeszcze nie widziała? :) Ale gdy w moim poście z Rossmannowymi nowościami pojawiła się jego nowa wersja, Royal Shimmer, zasypałyście mnie masą pytań. Jak sprawdzają się oba, czym się różnią, czy dają taki sam efekt, jak z ich trwałością, czy warto kupić dwie wersje - dziś postaram się Wam to wszystko wyjaśnić :)
Przyznam szczerze, że rozświetlaczy używam od niedawna. Wcześniej nie podobał mi się ten efekt na mojej skłonnej do świecenia, mieszanej cerze, ale teraz, latem, gdy na fali był strobing, po prostu zaszalałam. I wcale nie żałuję, bo rozświetlacze naprawdę "robią robotę" w makijażu! 


Obie wersje na pierwszy rzut oka wyglądają niemalże identycznie. To samo opakowanie, ten sam odcień, ta sama pojemność. Różnią się tylko nazwą, kolorem ramki (jeden czarny, drugi złoty), i tłoczeniem na powierzchni. Odcienie również wydają się być takie same. Określiłabym je jako "szampańskie". Są połączeniem złota i srebra, z lekką domieszką różu. 

Kolory są na tyle bezpieczne, że będą pasować nawet do bardzo jasnych karnacji, więc żadna z Was nie powinna zrobić sobie nimi krzywdy :) Na kilku blogach zauważyłam, że Diamond Illuminator jest porównywany do słynnej Mary-Lou. Oryginału nie mam, ale patrząc po swatchach, uważam, że coś w tym jest :) Nieznaczna różnica jest w cenie. Stara wersja rozświetlacza kosztuje 9,79 zł, a nowa 10,99 zł.




Jeśli chodzi o nakładanie, w obu przypadkach jest dobrze. Nie pylą, nie osypują się, są dość miękkie, kremowe i dobrze rozprowadzają się na skórze. Efekt można łatwo wystopniować, nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Nie mam zarzutów co do trwałości obu kosmetyków. Na mojej cerze utrzymują się spokojnie 4-5 godzin w stanie nienaruszonym, co dla mnie jest niezłym wynikiem :)

Co sprawiło, że mimo wielu podobieństw, jeden rozświetlacz jest w użyciu cały czas, a drugi leży i się kurzy? Spójrzcie na zdjęcie poniżej - po lewej stronie Royal Shimmer, po prawej Diamond Illuminator. Widzicie różnicę? Choć na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo, diametralnie się od siebie różnią. Royal Shimmer ma na wierzchu tłoczenie, po zdrapaniu którego naszym oczom ukazuje się zupełnie inny kosmetyk. O ile stara wersja rozświetlacza daje piękną, mieniącą się taflę, bez chamskiego efektu kuli dyskotekowej, tak nowa wersja ma dużo (być może niewidocznych na zdjęciu) brokatowych drobinek, które nie dość, że nie wyglądają zbyt ładnie, to w ciągu dnia migrują po twarzy, wzmagając świecenie się skóry. 


Poza tym, Royal Shimmer jest jaśniejszy i bardziej żółty, co nie bardzo mi odpowiada. Do mojego typu urody zdecydowanie bardziej pasuje szampański Illuminator. Czy warto więc zainwestować w obie wersje rozświetlacza? Jeśli lubicie mocny błysk na wieczór, a w ciagu dnia preferujecie delikatną taflę, to tak. Natomiast jeśli nie lubicie brokatowych drobinek, bez wahania sięgnijcie po stary, dobry, Diamond Illuminator. Z pewnością nie będziecie zawiedzione :)

P.S.
Royal Shimmer powinien pojawić się w drogeriach Rossmann już na dniach - szukajcie w szafach Wibo i dajcie znać, co o nim sądzicie.


Co w Rossmannie piszczy - Program Nowości #2

$
0
0
Post miał pojawić się wcześniej, ale od rana u mnie na zmianę leje i świeci słońce - efektem tego są zdjęcia w różnym oświetleniu... Naprawdę muszę powoli rozglądać się za jakąś lampą, bo idzie jesień, a wraz z nią złej jakości fotki. Ale ja nie o tym! 

Odebrałam kolejne pudełko z Programu Nowości Rossmanna. Ostatni wpis z prezentacją zestawu wzbudził ogromne zainteresowanie, więc postanowiłam kontynuować serię :) W tym miesiącu wybrałam oczywiście zestaw z mojego przedziału wiekowego, w którym znajdowało się 10 produktów. 




Przyznam szczerze, że najbardziej ciekawił mnie nowy zapach od Adidasa i seria Grow Strong od Garniera, więc cieszyłam się, że moje zestawienie Rossmannowskich nowości zawierało obie pozycje. Jak wiecie, uwielbiam też odświeżacze powietrza i kremowe, gęste żele pod prysznic, więc w tym miesiącu wszystko, bez wyjątku, od razu poszło w ruch :) Przyjrzyjmy się bliżej zawartości pudełka: 


Adidas, Born Original, woda perfumowana dla kobiet, 30 ml - 109,99 zł (dostępna od października)

Główną nutą zapachową jest jabłko toffi. Dalej znajdziemy bergamotkę, morelę, pomarańczę, kokos, jaśmin, bób tonka i drzewo cedrowe. Zapach owocowy i słodki, coś stworzonego idealnie dla mnie!



Przyznam, że spodziewałam się wielkiego WOW po pierwszym powąchaniu. Na razie jednak zapach bardzo mi się podoba, ale nie urzekł mnie na tyle, żebym się w nim zakochała. Jestem jednak łasa na ładne flakoniki, a ten jest po prostu mistrzowski! Zawleczka, która ma zabezpieczać atomizer i imitować granat, niestety nie trzyma się mocno i jestem pewna, że niedługo ją zgubię, ale to nic. Niemniej jednak, woda wygląda świetnie na toaletce - mam nadzieję, że będzie długo wyczuwalna na skórze :)


Lirene, Derma Matt, krem długotrwale matujący i nawilżający SPF 15, 50 ml - 19,99 zł (dostępny od listopada)

Uwielbiam markę Lirene, a krem jest idealnie dopasowany do mojej cery. Ma jednocześnie nawilżać i matować, więc mam zamiar używać go na dzień, pod makijaż. Nie jest komedogenny, co pozwala na swobodne używanie go przez osoby z cerą skłonną do zapychania - takie jak ja. Na razie mogę powiedzieć, że jest lekki i szybko się wchłania. Mat jest, zobaczymy jak długo się utrzyma. 


Lirene, Creamy Shower, kremowy żel pod prysznic otulająca słodycz borówki, 390 ml - 11,99 zł (już dostępny)

Ten żel wystarczy mi chyba na rok codziennego używania. Jest tak cholernie gęsty i kremowy, że dosłownie kropelka wystarczy na umycie całego ciała. Uwielbiam takie kremowe myjadła - wszystkie podobne do LPM o zapachu moreli i orzecha włoskiego od razu zyskują miano ulubieńców :) I powiem Wam, że słodycz borówki, wspomniana na etykiecie, nie tylko otula, ale też dodaje energii i odpręża. Co więcej, długo utrzymuje się na skórze. Jestem jak najbardziej na tak! 


Body Club, Ochronny balsam do ust, truskawka - 11,99 zł (dostępny od listopada)

Tutaj chyba nie będę się rozpisywać :) Sówka jest tak słodka i urocza, że nie musiałaby mieć nic w środku, a i tak bym ją polubiła! A ma w sobie całkiem fajny, smaczny balsam do ust. Żeby go wydobyć (jak to napisała jedna z wizażanek) trzeba ukręcić sowie łeb, a potem wygrzebać kosmetyk z brzuszka :D Fajny, niewielki gadżet do torebki.


Garnier Fructis, Grow Strong, seria przeciw wypadaniu włosów, szampon - 9,49 zł, odżywka - 8,39 zł (dostępne od października)

Producent obiecuje wzrost 1000 nowych włosów w 90 dni. Jak będzie w rzeczywistości? Zobaczymy :) Byłam pewna, że butelka w środku to serum do końców, a okazała się być wcierką na porost (niestety na alkoholu, więc osoby z wrażliwym skalpem mogą jej nie polubić). Zestawu użyłam jak do tej pory raz i jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że pięęęęęknie pachnie owocami (szczególnie jabłkiem <3),  widocznie zmiękcza i wygładza włosy.


Bambino, Żel do mycia ciała i włosów 2w1, 400 ml - 8,99 zł (dostępny od października)

Będę go używać z pewnością głównie do zmywania olejów z włosów, ale również jako żelu pod prysznic. Ładnie pachnie, ma krótki skład i z pewnością będzie delikatny, jak wszystkie produkty dla dzieci. Na razie czeka na swoje 5 minut :)


Air Wick, Odświeżacz powietrza, Wiosenna świeżość - 15,99 zł (dostępny od listopada)

Pierwszy raz w życiu spotkałam się z odświeżaczem powietrza, który jest... suchy :) Nie ma w sobie ani kropli wody, więc nie pozostawia mokrych śladów na meblach, czy podłodze. Nadaje się do łazienki, czy kuchni - psikając nie musimy się martwić, że przewrócimy się na mokrych płytkach. Zapach jest bardzo ładny i trwały, trochę podobny do fioletowego Arila z Biedry :)


FitSnack, Ciacho, Baton musli z ziarnami - 2,99 zł (dostępne od października)

Oczywiście od razu je pożarłam. I wiecie co? Było pyszne :) Patrząc na skład, nie ma tragedii. Zawiera cukier, ale oprócz niego same ziarna i naturalny błonnik. Świetny na popołudniową przekąskę, czy drugie śniadanie. Zdrowy i pożywny, nie kruszy się, ale również nie jest za miękki. Jak dla mnie - super ciacho!


Coś Was szczególnie zainteresowało? O czym chcielibyście poczytać na blogu?
Przypominam, że wczoraj zaktualizowałam zakładkę Wyprzedaż. Może znajdziecie coś dla siebie, zapraszam <TUTAJ>.

KRYOLAN, Anti - Shine Powder

$
0
0
Moja cera ma skłonności do nadmiernej produkcji sebum. Niestety, skutkiem tego jest błysk. Świecę się jak psu nie powiem co - latem aż odbijam światło :) Kremy matujące owszem, nieźle radzą sobie z tą przypadłością, ale nie na długo. Tym bardziej, gdy nałożę na twarz makijaż. Niektóre podkłady zamiast matowić cerę, wręcz wzmagają jej świecenie. Czuję się z tym naprawdę niekomfortowo, toteż ciągle szukałam wszelkiego rodzaju pudrów matujących, które sprawią, że podkład utrzyma się na twarzy dłużej, a skóra pozostanie matowa na długo. Szukałam, długo szukałam i... znalazłam! 

Puder KRYOLAN Anti - Shine Powder znalazł się na mojej wiosennej wishliście (prawie w całości jest spełniona! <3). Wtedy wzdychałam do niego godzinami, ale ze względu na cenę nie mogłam sobie na niego pozwolić. Jakiś czas po publikacji posta odezwała się do mnie Angel. Z wiadomością, że ma ten puder na stanie i w ogóle nie używa. Bez namysłu powiedziałam "biere!" i oczekiwałam na paczkę. 

Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to wielkość opakowania. Damn, to pudełko ma aż 30g! Nigdy w życiu nie widziałam tak wielkiego pudru, a z doświadczenia wiem, że sypkie pudry służą dłużej, niż te w kamieniu. Spojrzałam na datę przydatności - dwa lata od otwarcia... Jak ja to zużyję?! Od razu pomyślałam sobie, jaka byłam głupia, że go wcześniej nie kupiłam. Fakt, jest drogi, ale to inwestycja na 2 lata :) Słoiczek jest zakręcany, z sitkiem. Nic specjalnego, aczkolwiek swoją funkcję spełnia.


Zacznijmy jednak od początku. Anti-Shine Powder to puder sypki, ryżowy, dedykowany cerom tłustym i mieszanym. Ma mocne właściwości matujące, ale jednocześnie nie zapycha ani nie wysusza skóry. Jest w 100% transparentny - nakładając go na twarz nie musimy się martwić o bielenie, czy też o przyciemnienie koloru podkładu. Idealnie stapia się z tym, co mamy pod spodem i daje efekt "suchego", idealnego matu. Jest naprawdę drobniutko zmielony, nawet drobniej, niż mąka ziemniaczana :D Wchodzi w pory i optycznie wygładza skórę, co sprawia, że po nałożeniu go na twarz naprawdę wyglądam jak po fotoszopie :)


Zazwyczaj po nałożeniu podkładu czekam kilka minut - przez ten czas robię brwi, oczy itd., a potem nabieram puder na duży pędzel, strzepuję nadmiar i dosłownie omiatam twarz tym, co zostało na włosiu. Niewielka ilość daje piękny, aksamitny efekt, a twarz zostaje matowa przez bardzo długi czas. Wracając do domu po ośmiu godzinach pracy świeci mi się tylko czoło (przypuszczam, że to przez grzywkę) i nos. Jak dla mnie, to totalnie zaskakujący i świetny wynik, bo do tej pory udawało mi się utrzymać moją cerę matową na góra dwie-trzy godziny.

Puder jest bezzapachowy i bezbarwny, przez co nie drażni cery, nie wysusza jej i nie powoduje zapychania. Jak dla mnie jest totalnym, pudrowym HITEM i nie wyobrażam sobie już używania innego :) Przy codziennym użytkowaniu przez prawie 8 miesięcy z pudełka nie ubyło praktycznie nic, więc fajnie byłoby kupić sobie takie pudło na spółę z koleżankami i zrobić odsypki, bo produkt jest cholernie wydajny. Takie opakowanie może jednak sprawdzić się w przypadku wizażystek :)


Puder KRYOLAN Anti - Shine Powder kosztuje 70 zł/30 g, a kupić możecie go w drogeriach internetowych, np. na Ladymakeup.pl [KLIK]. Zapewniam Was, że nie będziecie żałować ani jednej złotówki wydanej na niego! :)


ORIENTANA, Ajurwedyjska terapia do włosów

$
0
0
Gdy 2 lata temu odkryłam, że istnieje coś takiego jak olejowanie, nie sądziłam, że aż tak się w to wciągnę i że naprawdę będę widziała poprawę stanu moich włosów. Są wysokoporowate, puszące się, z suchymi i łamiącymi się końcami. Dodatkowo cierpię na ŁZS głowy, więc dobranie odpowiedniej pielęgnacji do takiego rodzaju włosów jest nie lada wyzwaniem. Oleje są ze mną zawsze - muszę mieć w zapasie co najmniej kilka, których używam na zmianę, 2-3 razy w tygodniu.

Do tej pory na moje włosy najlepiej wpływał zwykły olej lniany, a także Sesa. Teraz znalazłam im godnego następcę, w dodatku produkowanego przez naszą rodzimą, polską markę Orientana :)


Ajurwedyjska terapia do włosów to nic innego jak mieszanka naturalnych olei, wyciągów i ekstraktów roślinnych, która ma wzmocnić włosy i zapobiec ich wypadaniu. Jej bazą jest olej kokosowy, który solo nie daje na moich włosach żadnego efektu, ale tutaj kokos ma towarzystwo wielu specyfików o dobroczynnym działaniu. Olej ma, w zależności od temperatury, konsystencję płynną lub stałą - wtedy należy włożyć go na chwilę do ciepłej wody.

Ważną kwestią w przypadku oleju jest zapach. Wiem, jak uciążliwe było dla mnie siedzenie przez kilka godzin z Amlą na głowie - nie znosiłam jej woni i nie mogłam za nic w świecie się do niej przyzwyczaić. Ajurwedyjska terapia z zapachu przypomina mi Sesę, jednak tutaj zapach jest delikatniejszy, bardziej słodki i "ciastkowy", choć nadal ziołowy i orientalny. Jego nakładanie na głowę to czysta przyjemność, a po umyciu czuć go na włosach przez dłuuugi czas! :)


Olej nakładałam zazwyczaj na umyte, wilgotne włosy (metoda olejowania na mokro sprawdza się u mnie najlepiej), na 2-3 godziny. Włosy przykrywałam czepkiem i ręcznikiem, a po upływie określonego czasu zmywałam delikatnym szamponem. Jakie efekty zaobserwowałam po miesiącu regularnego używania? 

Przede wszystkim ograniczenie wypadania włosów. Po wakacjach leciały jak szalone, teraz podczas mycia wypada mi ich dosłownie kilka. Skóra głowy również została doprowadzona do ładu. ŁZS wraca, ale zmiany skórne nie są już tak duże i uciążliwe. Skóra jest oczyszczona, a jednocześnie ukojona i nawilżona. Nie łuszczy się i nie swędzi - jak dla mnie super! Nie zauważyłam spektakularnego przyspieszenia wzrostu, bo po prostu tego nie mierzę, ale mam wrażenie, że przez ostatni miesiąc przybyło mi na długości trochę więcej, niż standardowo. Pojawiło się również duuuuużo małych, kłujących baby hair, z których kiedyś wyrosną długie kudły :D Największe zmiany widzę jednak na długości włosów - są miękkie, nawilżone, błyszczące, nie puszą się i nie łamią tak, jak wcześniej. 


Skład INCI: Cocos Nucifera Oil (olej kokosowy), Sesamum Indicum Oil (olej sezamowy), Lactobacillus/ Lac Ferment (ferment mleczny), Nilibhrungandi Oil , Elettaria Cardamonum Seed Oil (olej kardamonowy), Ferri Peroxi Dumrubrum, Eclipta Alba Powder, Terminalia Chebula Extract (ekstrakt z migdałecznika), Sugandhit Dravya Extract, Centella Asiatica Leaf Extract (ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej), Jasminum Officinale Flower Oil (olejek jaśminowy), Abrus Precatorius Root Extract (ekstrakt z korzenia paciorecznika), Citrullus Colocynthis Fruit Extract (ekstrakt z owocu arbuza kolokwinty), Triticum Vulgare Germ Oil (olejek z kiełków pszenicznych), Citrus Medica Vulgaris Peel Oil (olejek z skórki cytryny), Datura Stramonium Leaf Extract (ekstrakt z bielunia), Indigofera Tinctoria Extract (ekstrakt z indygowca), Nardostachys Jatamansi Oil (olejek ze szpikanardu), Pongamia Glabra Seed Oil (olejek karanja), Azadirachta Indica Leaf Extract (ekstrakt z miodli indyjskiej), Lawsonia Inermis Extract (ekstrakt z lawsonii), Berberis Aristata Root Extract (ekstrakt z korzenia berberysu), Anacyclus Pyrethrum Root Extract (ekstrakt z bertramu lekarskiego), Acorus Calamus Root Oil (ekstrakt z korzenia tataraku), Glycyrrhiza Glabra Root Extract (ekstrakt z korzenia lukrecji).
Skład, jak widać, jest w 100% naturalny. Nie znajdziemy w nim chemicznych dodatków, barwników, czy kompozycji zapachowych. Mimo, że nie przepadam za olejem kokosowym, jego obecność tutaj jest jak najbardziej wskazana. Taka mieszanka musi dawać cudowne efekty, nie ma innej opcji! Przy regularnym stosowaniu naprawdę widać duże zmiany. Warto też wspomnieć o dużej wydajności tego produktu - po miesiącu ubyło mi dopiero 1/3 zawartości butelki, więc nie martwcie się jej niewielką pojemnością ;)


Czy polecam? Zdecydowanie tak! Głównie ze względu na zapach, świetne działanie i w 100% naturalny skład. Idealnie sprawdził się na moich wysokoporowatych, niesfornych włosach i widocznie poprawił ich stan. Ajurwedyjska terapia do włosów kosztuje obecnie 21,95 zł/105 ml, a kupić możecie go w sklepie Kuferek Natury, dokładniej <TUTAJ>. Polecam ten sklep, bo mimo, że asortyment jest okrojony, możecie tam znaleźć same naturalne perełki :)



Jesienne nowości My Secret i KOBO - już od jutra w drogeriach NATURA!

$
0
0
Idzie jesień, a wraz z nią kolorystyczne nowości w kosmetykach do makijażu :) Dziś chcę zaprezentować Wam produkty My Secret i KOBO, które będą dostępne w drogeriach Natura od 17 września, czyli już jutro! Tym razem postawiono na stonowane brązy, beże i fiolety na powiekach, kryjące podkłady i piękne, kolorowe lakiery do paznokci. Ja już nie mogę się doczekać, aż wpadną w moje ręce. Zapraszam do oglądania! 

My Secret GEL EFFECT NAIL POLISH - edycja limitowana
Nowoczesna formuła lakieru do paznokci nadaje żelowe wykończenie bez użycia lampy UV. Zapewnia łatwą aplikację, niezwykły połysk, trwałość do 7 dni i odporność na uderzenia.
Produkt dostępny w 4 kolorach.
Pojemność: 10 ml. Cena: 6,99 zł

My Secret WAX MATT NAIL POLISH - edycja limitowana
Nowoczesna formuła lakieru zapewnia wykończenie o woskowej strukturze z subtelnym połyskiem.
Produkt dostępny w 4 kolorach.
Pojemność: 10 ml. Cena: 6,99 zł.

Chociaż do tej pory nosiłam na paznokciach tylko hybrydy, teraz często zmieniam kolory i testuję nowe lakiery. Ciekawią mnie te z efektem woskowej struktury, bo podobają mi się delikatne maty. Jeżeli miałabym wybrać kolor, który najbardziej mi się spodobał, miałabym niemały dylemat. Wszystkie są piękne i wszystkimi z chęcią pomalowałabym paznokcie! :) 

My Secret I LOVE MY STYLE HIGHLIGHTER
Rozświetlacz w formie kredki. Zastosowany w wewnętrznych kącikach oczu i poniżej brwi optycznie powiększy oczy. Hipoalergiczna formuła na bazie naturalnych wosków gwarantuje perfekcyjną aplikację i zapewnia wyjątkową trwałość makijażu. Dostępne w dwóch kolorach. Waga 3,6 g. Cena 9,99 zł

My Secret I LOVE MY STYLE MASCARA
Idealnie rozdzielone i pomalowane nawet najkrótsze rzęsy oraz zwiększona objętość, dzięki innowacyjnej, dwustopniowej szczoteczce.
Dostępny w kolorze czarnym.
Pojemność: 10 ml. Cena 11,99 zł.

My Secret DESIGN YOUR EYEBROW
Delikatna kredka do brwi wyposażona w szczoteczkę do podkreślania i korygowania ich kształtu. Lekka formuła ułatwia aplikację i zapewnia efekt naturalnego wyglądu. Dostępna w dwóch kolorach. Waga: 1 g.  Cena:7,49 zł.

My Secret WATERPROOF EYELINER
Trwały, wodoodporny, szybkoschnący eyeliner w mazaku. Jego precyzyjny aplikator pozwala na wyraziste podkreślenie oka. Dostępny w dwóch nowych kolorach: brązowym i granatowym. Pojemność: 1,2 ml. Cena:13,99 zł.

My Secret I LOVE MY STYLE EYESHADOW STICK
Innowacyjna kredka do oczu, którą można zastosować również jako cień do powiek. Formuła zapewnia wyjątkową trwałość makijażu, a kremowa i delikatna konsystencja gwarantuje wygodną aplikację. Dostępne w 6 kolorach.
Waga: 3,6 g. Cena 9,99 zł.

Bardzo lubię cienie w kredkach - rano, gdy się spieszymy i nie mamy czasu na machanie pędzlami, są po prostu niezastąpione. Podobają mi się trzy pierwsze kolory, bo są idealnie dopasowane do mojego gustu makijażowego. Uwielbiam brązy i szarości na powiekach! :) Ciekawi mnie jednak Night Sky. Granatowe cienie to zdecydowany hit nadchodzącej jesieni.

My Secret NATURAL BEAUTY EYESHADOW PALETTE - edycja limitowana
Paleta cieni do wykreowania zarówno makijażu dziennego, jak i wieczorowego w bardziej zdecydowanym stylu. Jedwabista i delikatna struktura ułatwia aplikację. Cienie dobrze przylegają do powieki, zachowując trwałość przez długi czas. Waga: 6 g. Cena 13,99 zł.

Widziałam już ich swatche w internecie i... przepadłam! Są po prostu genialne :) Pigmentacja jest świetna, a kolory cieni bajecznie piękne, typowo jesienne. Jestem ciekawa, jak długo będą utrzymywać się na powiekach.

KOBO PROFESSIONAL Face Contour Mix
Zestaw kremowych podkładów do konturowania twarzy, niezastąpiony w makijażu scenicznym i fotograficznym. Produkt idealnie wtapia się w skórę, tuszuje niedoskonałości i przebarwienia oraz pozwala na osiągnięcie efektu perfekcyjnie wymodelowanej twarzy. Do mieszania lub stosowania pojedynczo. Produkt wizażysty. Waga 12 g. Cena 19,99 zł.

KOBO PROFESSIONAL Ideal Cover Make Up
Trwały podkład korygujący. Jego innowacyjna formuła polecana jest do stosowania zarówno w makijażu fotograficznym, wieczorowym jak i codziennym. Idealnie wtapia się w skórę, kryje niedoskonałości i przebarwienia, wygładza i utrzymuje się na skórze przez wiele godzin. Zawiera naturalne woski roślinne i witaminę E zapobiegające wysuszaniu skóry, które dodatkowo odżywiają ją i wygładzają. Waga 23 g. Cena 17,99 zł. Produkt dostępny w  dwóch nowych kolorach.

Z tego zestawienia najbardziej kusi mnie kółko podkładów do konturowania. Wiem, że są mocno kryjące i kremowe, świetnie rozprowadzają się na twarzy, a efekt, jaki można dzięki nim uzyskać, zdecydowanie przewyższa ten, który można osiągnąć kosmetykami pudrowymi. 

_______________________
Co Wam wpadło w oko? Na co skusicie się przy najbliższych zakupach w Naturze? :)


ShinyBox wrzesień 2015: Beauty & The Box

$
0
0
Wrzesień zaczął się dla mnie dość pomyślnie, ale im bliżej jego końca, tym bardziej chcę, żeby w kalendarzu wreszcie pojawił się 30 dzień miesiąca... Dziś na poprawę humoru kurier wręczył mi najnowszą edycję ShinyBox, która chociaż na parę chwil pozwoliła mi zapomnieć o całym świecie! :) Chcecie wiedzieć, dlaczego?


Tym razem postawiono na powrót do białej wersji boxa, co niespecjalnie mnie ucieszyło, ale to, co znalazłam w środku, w pełni zrekompensowało mi wrażenia wizualne :) Wrześniowy Shiny zawierał aż 7 kosmetyków, z czego wszystkie były pełnowymiarowe! Beauty & The Box to mieszanka kosmetyków pielęgnacyjnych, które miały pozwolić mi poczuć się jak współczesna bogini piękna :D


Jesteście ciekawe, co było w środku? Zapraszam do oglądania!

VEDARA, Złoty peeling do ciała, 48 zł/150 ml

Złoty peeling skutecznie oczyszcza skórę, przyspiesza metabolizm i poprawia mikrokrążenie. Złote drobinki dodają blasku i optycznie rozświetlają, wyrównując koloryt i niedoskonałości na skórze. Preparat pozostawia odbudowaną i wzmocnioną barierę lipidową skóry.

Bardzo, baaaardzo się cieszę z obecności tego produktu w boxie! Uwielbiam peelingi, a te z fajnym składem i pięknym zapachem wprost kocham :D Ten właśnie taki jest - gęsty, treściwy, bez parafiny, na bazie oleju kokosowego, cukru i masła mango. A zapach? Po prostu marzenie <3 Na początku zdziwił mnie jego mocno pomarańczowy zapach. Okazało się, że to przez beta-karoten, mający na celu nadanie skórze zdrowego kolorytu. Pokładam w nim duże nadzieje i myślę, że mnie nie zawiedzie :)

ORIENTANA, Olejek do twarzy: drzewo sandałowe i kurkuma, 21 zł/55 ml

Połączenie naturalnych olejków roślinnych według tradycyjnej receptury ajurwedyjskiej. Olejek doskonale zastępuje kremy do twarzy, działa odżywczo i odmładzająco. Doskonały do cery problematycznej, zanieczyszczonej i zmęczonej. Może być również stosowany jako naturalny kosmetyk do demakijażu.

Dopiero co recenzowałam dla Was świetny olejek do włosów z Orientany, a już przywędrował do mnie kolejny kosmetyk tej firmy, z równie naturalnym i dobrym składem. Tym razem olejek do twarzy - przyznam, że kiedyś całkowicie zrezygnowałam z kremów, na rzecz olejków i widziałam dużą poprawę stanu cery. Chyba czas znów zaufać naturze :) Na razie mogę powiedzieć, że przyjemnie pachnie i szybko się wchłania. 

SYIS, Krem pod oczy, 29 zł/15 ml

Przeznaczony do każdego rodzaju skóry. Świetnie radzi sobie z zasinieniami oraz drobnymi zmarszczkami pojawiającymi się wokół oczu. Krem rozjaśnia, uelastycznia i wygładza delikatną skórę. Zawarty w kremie kolagen działa regenerująco oraz odpowiednio nawilża skórę.

Krem powędruje do mojego taty, bo ja swojego ulubieńca w tej kategorii już mam. Niemniej jednak cieszę się, że w Shiny znalazł się wreszcie krem pod oczy, bo tego mi w pudełkach brakowało. U mojego taty będzie miał pole do popisu - sińce, zmarszczki, opuchlizna... Liczymy na niego! :)

VASELINE, Balsam do ciała w spray'u Cocoa Radiant, 26 zł/190 ml

Nawilżający balsam do ciała w spray'u nawilża i wchłania się błyskawicznie. Dzięki wyjątkowej formule zamkniętej w spray'u jest bardzo wygodny w użyciu. Balsam natychmiast pozostawia skórę miękką, nie pozostawia uczucia tłustości i lepkości.

Balsamów do ciała mam w chwili obecnej nadmiar, ale miałam jego zielonego kolegę i byłam z niego zadowolona. Kakaowy Vaseline w sprayu zbiera same pozytywne opinie wśród blogerek, więc fajnie, że Shiny daje nam możliwość jego przetestowania. Zostawię go na zimę albo oddam którejś z Was (chcecie rozdanie?), bo szkoda, żeby leżał i się kurzył :)

EVREE, Serum do paznokci Max Repair, 15 zł/8 ml

Regenerujące serum dla słabych i zniszczonych paznokci. Formuła serum zawiera idealnie dobrane, wysokoskoncentrowane składniki, które wykazują silne właściwości pielęgnacyjne dla paznokcia i otaczającego go naskórka.

Nie będę się rozwodzić, bo już znam ten produkt. I nie ukrywam, że bardzo go lubię! Pełna recenzja tutaj -> KLIK.

BIAŁY JELEŃ, Emulsja do higieny intymnej, 8 zł/265 ml

Emulsja o specjalnie opracowanej formule do codziennej higieny i pielęgnacji intymnych miejsc kobiety. Utrzymuje naturalną równowagę immunologiczną skóry miejsc intymnych, zmniejsza ryzyko występowania infekcji, łagodzi objawy podrażnień.

Z tego, co mi wiadomo, jest to jeden z nowszych kosmetyków, które niedawno weszły na rynek. Miałam już zieloną wersję z szałwią i ogórkiem, teraz czas na jaśmin i macierzankę :) Bardzo lubię Białego Jelenia i zawsze mam w łazience zapas ich mydeł. Teraz będę mogła porównać dwie wersje emulsji do higieny intymnej, które, mam nadzieję, że się u mnie sprawdzą.


EFEKTIMA, Mineral-Spa: Peeling + Maska + Krem myjący do twarzy 3w1, 2,50 zł/10 ml

Doskonały, skondensowany preparat do oczyszczania skóry twarzy łączy w sobie krem myjący, peeling oraz maskę. Rezultatem zabiegu jest oczyszczona, wygładzona i ujędrniona skóra twarzy.

Dziś wieczorem pójdzie w ruch. Jeśli się sprawdzi, sięgnę po więcej :) Takie saszetkowe maseczki są u mnie zawsze w zapasie, bo często nie mam czasu na zabawy z rozrabianiem glinek. Jako GRATIS do pudełka dołączono także próbkę balsamu brązującego.

___________

Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wrześniowa edycja ShinyBoxa to jedno z najlepszych pudełek w tym roku. Najbardziej jestem zadowolona z peelingu, kremu pod oczy i olejku Orientana. Emulsja do higieny intymnej zajęła już swoje miejsce w łazience, a saszetka z Efektimy zostanie przetestowana podczas wieczornego prysznica :) Jestem mega zadowolona - oby więcej takich boxów! <3


Hair Jazz, Szampon i odżywka

$
0
0
Która z nas nie marzy o długich, gęstych, lśniących włosach? Jeśli nie wszystkie, to zdecydowana większość :) Co jednak zrobić, gdy włosy rosną bardzo powoli? Na rynku jest wiele specyfików, których producenci zapewniają nas o przyspieszeniu porostu i zahamowaniu wypadania włosów. Czy warto zainwestować w takie kosmetyki? Czy one naprawdę działają, a włosy po nich rosną "jak na drożdżach"? 

Przez półtora miesiąca miałam przyjemność testować odżywkę i szampon Hair Jazz, o których jakiś czas temu zrobiło się głośno. Opinie na temat tych kosmetyków są skrajne - na jednych działa, na drugich nie. Jak było w moim przypadku? Na początku zaznaczę, że obu specyfików używałam tylko i wyłącznie na skórę głowy, a nie na długość. Składy są naładowane proteinami, więc w przeciwnym razie mogłabym sobie zniszczyć włosy. 

Szamponu i odżywki używałam co drugie mycie, czyli w moim przypadku co 2-3 dni. Najpierw myłam włosy normalnym szamponem, długość zabezpieczałam odżywką, a szampon Hair Jazz nakładałam na skórę głowy, delikatnie masowałam i zostawiałam na kilka minut. Po spłukaniu na skalp lądowała odżywka Hair Jazz, również wmasowywana i przetrzymywana ok. 10 minut. Czasem na długość włosów nakładałam również maskę i zakładałam czepek. 

Jeśli chodzi o konsystencję i zapach, kosmetyki nieco się od siebie różnią. Szampon jest przezroczysty, niebieski, gęsty i mega wydajny, ze względu na to, że mocno się pieni. Odżywka natomiast jest biała, rzadka i mało wydajna, ponieważ na całą skórę głowy potrzebowałam jej dużo, a konsystencja wcale nie ułatwiała mi aplikacji. Po miesiącu w tubce z szamponem zostało jeszcze ok. 1/2 opakowania, a odżywka była praktycznie na wykończeniu. Zapach odżywki i szamponu jest chemiczny, mocny i mało przyjemny, ale nie jest wyczuwalny po spłukaniu i wysuszeniu włosów :)

Jeśli chodzi o składy obu kosmetyków, nie ma w nich niczego nadzwyczajnego. Oba zawierają proteiny soi, hydrolizowaną keratynę, kamforę i ekstrakt ze skorupek jajka. Nie spodziewałam się cudów, bo wiedziałam, że moje włosy są oporne na takie specyfiki ;) Normalnie rosną ok. 0,8 cm w ciągu miesiąca. Jak było podczas stosowania Hair Jazz?

Poniżej macie zdjęcie przed i po. Na drugim moje włosy są jeszcze nie do końca wyschnięte i dlatego też spuszone. Dochodzą do siebie dopiero po kilku godzinach od umycia :) Przez całą kurację, czyli półtora miesiąca stosowania odżywki i szamponu, moje włosy urosły ok. 2,5 cm. Czy to dużo? Dla mnie tak. Obietnice o trzykrotnie szybszym wzroście włosów należy jednak traktować z przymrużeniem oka :)


Zestaw Hair Jazz kosztuje obecnie 109 zł, a kupić możecie go TUTAJ. 

Czy polecam? I tak i nie. Te kosmetyki działają, ale uważam, że obecnie można dostać coś lepszego, za mniejsze pieniądze. Niektóre dziewczyny po tym zestawie osiągały jednak spektakularne efekty, więc nie zaszkodzi spróbować na sobie :)



Co w Rossmannie piszczy - Program Nowości #3

$
0
0
W zeszłym tygodniu odebrałam kolejne pudełko z Programu Nowości drogerii Rossmann. Niestety, ze względu na moją pracę spóźniłam się z wyborem i gdy weszłam na stronę (swoją drogą, widziałyście nową stronę rossmann.pl?), zostało już mało zestawów. Tym razem postawiłam na kolorówkę - kosmetyków pielęgnacyjnych mam aż zanadto, a nowy rozświetlacz, czy tusz, zawsze są u mnie mile widziane :)



Oprócz nowej limitki Wibo i tuszu do rzęs Lovely, w moim zestawie znalazły się też produkty spożywcze. Nie zapominajmy, że Rossmann, oprócz kosmetyków, ma również bogatą ofertę zdrowej żywności i gotowych, niskokalorycznych posiłków, wspomagających odchudzanie. Moim zdaniem ceny są dość przystępne, więc te osoby, które cenią sobie zdrowe żywienie, serdecznie zapraszam do zaopatrywania się w drogerii z centaurem w logo :) 

Ale, ale! Przyjrzyjmy się bliżej zawartości czerwonego boxa:

Wibo, Glamour Shimmer, Rozświetlacz do twarzy - dostępny od listopada

Wypiekany rozświetlacz do twarzy, skomponowany z idealnie dobranych do siebie odcieni. Jego formuła zapewnia wyjątkową trwałość i komfortową aplikację. Nadaje bezbarwny blask twarzy. Tworzy świetliste wykończenie makijażu, nadając blask i świeżość. Niezbędny przy modelowaniu twarzy, dzięki niemu podkreślisz kości policzkowe, powiększysz optycznie usta lub usuniesz zmęczenie.

Mam oba rozświetlacze Wibo, które dotąd można było kupić w Rossmannach. Wydawało mi się, że tamte są świetne, ale ten... Daje tak piękną taflę, że zakochałam się w nim od pierwszego użycia! <3 Warto wspomnieć, że jest to kosmetyk wypiekany, a mimo tego jest bardzo miękki i jakby "kremowy" w nakładaniu. Nie osypuje się i nie migruje na twarzy, mało tego, próżno w nim szukać brokatu. Piękna, srebrzysto-złota tafla, idealny efekt na jesień! W listopadzie wypatrujcie go w Rosskach i czym prędzej kupujcie, bo coś czuję, że rozejdą się jak świeże bułeczki :)

Wibo, Baked Mix Bronzer, Puder brązujący do twarzy - dostępny od listopada

Wypiekany puder brązujący, skomponowany z idealnie dobranych do siebie odcieni. Jego formuła zapewnia komfortową aplikację i naturalny odcień brązu po zmiksowaniu pędzlem. Niezbędny przy modelowaniu twarzy, dzięki umiejętnemu wykonaniu makijażu możesz wyszczuplić rysy twarzy lub nadać im pożądany kształt.

Na pierwszy rzut oka wygląda na ciepły brąz, ale po zmieszaniu wszystkich kolorów pędzlem, daje piękny, chłodny, metaliczny odcień. Nie jest matowy, a mocno rozświetlający - ja niekoniecznie jestem przekonana do takiego efektu na twarzy, jeśli chodzi o pudry brązujące, ale może się przekonam :) Nie mogę się doczekać, aż zobaczę całą jesienno - zimową limitkę Wibo, bo zapowiada się naprawdę fajnie!

Lovely, Lash Extension, Maskara wydłużająca i pogrubiająca - dostępna od listopada

Maskara pogrubiająca i wydłużająca z kremową formułą, która nadaje rzęsom wyjątkową objętość bez sklejania. Nie obciąża rzęs pozostawiając je rozczesane i rozdzielone. Nadaje spektakularny efekt volume, nie kruszy się i nie osypuje.

Mój ulubiony tusz, do którego zawsze wracam, to żółty Pump Up z Lovely. Czy jego nowy kolega jest w stanie go zdetronizować? Powiem Wam, że są na to duże szanse :) Maskara ma długą, wąską, silikonową szczoteczkę, która idealnie rozdziela rzęsy. Jak na razie jestem na tak.

Wibo, Brows Concealer, Kredka do brwi - dostępna od listopada

Kredka, która skoryguje i nada odpowiedni kształt brwiom. Jej odpowiednio jasny kolor sprawia, że nałożona pod łuk brwiowy zapewni wizualny efekt liftingujący. Uniesione brwi sprawiają, że twarz nabierze seksownego zmysłowego wyglądu. Kolor pasuje do każdego odcienia skóry.

Zastanawiam się, dlaczego ten produkt został nazwany kredką do brwi, skoro jest korektorem, który mamy nakładać pod łuk brwiowy, no ale nie mnie to oceniać :) W swojej roli sprawdza się świetnie, daje radę również jako zwykły korektor pod oczy, czy również do zakrycia niedoskonałości. Kredka jest miękka i dość jasna, więc posiadaczki porcelanowych cer powinny być z niej zadowolone. 

Bell, HYPOAllergenic, trwale barwiący flamaster do kresek, tint - 15,99 zł

Długotrwała 24-godzinna formuła sprawia, że kosmetyk wygląda doskonale w każdych warunkach, nie ściera się i nie rozmazuje. Zawarte w tuszu barwniki nadają jednolite wykończenie, a długa, cienka końcówka umożliwia wykonanie precyzyjnych kresek o intensywnym kolorze.

To zdecydowanie produkt, który najbardziej mnie zaskoczył... Wieczorem, po odbiorze paczki, postanowiłam namalować sobie nim kreskę na dłoni. Ot, tak, żeby sprawdzić kolor. Czerń jest głęboka, a końcówka długa i cieniutka, więc można nią namalować nawet najbardziej precyzyjne i wymyślne linie. Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia, po prysznicu i wielokrotnym myciu rąk, kreska na dłoni była nadal widoczna... Szok! Świetny patent na imprezę, czy większe wyjścia. Nie musimy się martwić, że coś nam się rozmaże, czy spłynie. Za taką cenę naprawdę warto :)

Vibe, Chill, Napól niegazowany, chmiel - trawa cytrynowa - 3,49 zł/250 ml

Napój niegazowany z ekstraktem zielonej herbaty o smaku chmielu i trawy cytrynowej. Pomaga redukować stres, poprawia koncentrację, pobudza fale mózgowe alfa. Pasteryzowany. Bez konserwantów. Nie zawiera składników alergennych. Na bazie naturalnych ekstraktów i aromatów. Zawiera L-Teaninę. Bez GMO i sztucznych barwników.

Trochę przestraszyłam się chmielu w nazwie, chociaż napoje chmielowe bardzo lubię :D Okazało się jednak, że niepotrzebnie, bo napój jest bardzo smaczny, a co najważniejsze - niskokaloryczny. Idealny zamiennik dla naładowanych cukrem energy drinków. Rzeczywiście lekko pobudza i poprawia koncentrację. Coś czuję, że będę sięgać po niego częściej, a w przyszłości wypróbuję innych smaków. 

enerBiO, batonik daktylowy z syropem klonowym - 8,29 zł/150 g

Batoniki musli z syropem klonowym i daktylami to idealna przekąska podczas przerwy w pracy czy szkole. W opakowaniu znajdziemy ich 6 sztuk, idealna ilość aby podzielić się nimi z rodziną i przyjaciółmi.
SKŁADNIKI: Płatki owsiane, syrop glukozowy, chrupki ryżowe, syrop klonowy 10%, suszone daktyle 9%, olej słonecznikowy, płatki kukurydziane, cukier trzcinowy, mąka pszenna.

Napiszę tak: ten, kto raz spróbuje produktów enerBiO, może się od nich uzależnić. Batony są oczywiście przepyszne i zdrowe (spójrzcie tylko na skład), ale spróbujcie koniecznie czipsów bananowych, owocowych przecierów, czy mieszanek musli... enerBiO rządzi! :)

SmartFood, Danie instant, koktajl/deser o smaku truskawkowym - 5,99 zł/26 g

Nowy, wysokobiałkowy (69% aminokwasów) koktajl w ofercie SmartFood, o wyrazistym smaku truskawek, a także bardzo niskiej zawartości cukru i tłuszczu. Posiłek dwufunkcyjny – w zależności od upodobań możemy przyrządzić tradycyjny koktajl lub dodając mniej wody i schładzając posiłek – dietetyczny pudding o kremowej konsystencji. Koktajl SmartFood jest daniem niskokalorycznym (tylko 97 kcal) i jednocześnie doskonałym uzupełnieniem diety osób aktywnych i chcących zredukować masę ciała. Może być również traktowany jako dietetyczna przekąska w pracy ze względu na prostotę przygotowania. Idealne rozwiązanie dla miłośników słodkości liczących kalorie.

Wcześniej próbowałam gotowych dań SmartFood, ale z deserami było mi nie po drodze. Ten jest naprawdę pyszny, mało słodki i szybki w przygotowaniu, a jeden taki posiłek to tylko 97 kalorii. Nie myślcie sobie, że to tylko szklanka napoju, bo koktajl jest naprawdę gęsty i można się tym najeść. Cenowo może i jest drogo, ale dla osób dbających o linię, takie saszetki mogą być niezłą alternatywą dla czasochłonnych i problematycznych w transporcie (ciężko samorobione koktajle nosić do pracy tak, żeby się nie wylały) deserów przygotowywanych w domu :)

Purasana, sproszkowane ziarna kakaowca - 29,99 zł/200 g

100% najwyższej jakości sproszkowanych ziaren kakaowca z upraw organicznych. Kakako Purasana poddane jest specjalnej technologii suszenia w temperaturze do 40°C, dzięki czemu zachowuje wszystkie najbardziej cenne makro i mikro składniki odżywcze. To bardzo wartościowe uzupełnienie zdrowej diety, które przez długi czas było niedoceniane i postrzegane jako źródło tłuszczu i cukru (głównie za sprawą stosowania go w czekoladzie). Produkt bogaty w błonnik, magnez, cynk, wapń, żelazo i witaminy B1, B2, B3, C i E.

Przyznam szczerze, że na ziarna kakaowca nie mam jeszcze pomysłu, ale opis producenta brzmi obiecująco. Kusi mnie wysoka zawartość błonnika i witamin, więc mam zamiar włączyć kakaowiec do mojej diety. Oprócz dodawania proszku do jogurtów i owsianek - macie jakieś pomysły na jego wykorzystanie?
___________________________________

Co przykuło Waszą uwagę?
O którym z produktów chcielibyście poczytać na blogu? :)

Freedom Makeup - Bronzer Purr, Paleta cieni Mattes Kit

$
0
0
Pamiętacie, jak pokazywałam Wam nowości z drogerii Cocolita.pl? Ogromne Wasze zainteresowanie wzbudziły wtedy kosmetyki Freedom Makeup, marki bliźniaczej Make Up Revolution :) W <TYM> poście pokazywałam Wam szminki z serii Pro Lipstick, a dziś przyszedł czas na bronzer i mini paletkę cieni. 

Jeśli chodzi o paletkę, była to przemyślana decyzja. Szukałam czegoś małego, w brązach i beżach, co mogłabym wrzucić do kosmetyczki podróżnej i nie taszczyć ze sobą wielkich palet, które zajmują dużo miejsca i łatwo mogą się zniszczyć. Bronzer natomiast skusił mnie ze względu na swój ładny wygląd. Tylko i wyłącznie :D Nie myślałam o tym, czy mi się przyda, czy będę z niego zadowolona... Odezwały się moje srocze zapędy. Na szczęście wcale się nie zawiodłam! 

Bronzer Purr to nic innego, jak mozaika wypiekanych pudrów w trzech odcieniach, które tworzą drapieżny wzór panterki :) Przypomina mi trochę bronzer Africa z W7, który swego czasu był popularny w blogosferze. Na pierwszy rzut oka wygląda na chłodny odcień (przynajmniej taki wydawał mi się przy oglądaniu zdjęć na stronie), ale w rzeczywistości to ciepły, różowo-brązowy puder, pięknie rozświetlający skórę. Bez chamskiego brokatu, z mikroskopijnymi drobinkami. Nie mogę powiedzieć, że tworzy taflę, ale efekt, jaki daje, bardzo mi się podoba. 

Paleta cieni Mattes Kit to uniwersalne, chłodne brązy i beże, za pomocą których można wyczarować zarówno delikatny, dzienny makijaż, jak i ciemne, wieczorowe smokey. Sześć mniejszych cieni to maty, a jeden, większy (ten po prawej) ma delikatny błysk. Jestem mile zaskoczona pigmentacją - cienie wypadają naprawdę nieźle, nawet bez bazy :) Nakładają się bez problemu, nie osypują i nie bledną w ciągu dnia. 

Na zdjęciu powyżej swatche wszystkich odcieni, oczywiście nałożonych na sucho, bez bazy. Najczęściej używam dwóch najciemniejszych brązów i jasnej brzoskwinki (drugi kolor od lewej). Na powiece prezentują się pięknie, dobrze rozcierają i łączą ze sobą, nie robią plam i nie zbierają się w załamaniu powieki. Uważam, że jest to paleta idealna na jesień :) Latem lubię bardziej poszaleć z kolorami, a brązy i beże są uniwersalne i dobre na każdą okazję.

Bronzer na zdjęciu poniżej wyszedł trochę blado, bo aparat zjadł kolory, ale w rzeczywistości jest ciepły, bardziej brązowy i ciemniejszy. Jest bardzo miękki w nakładaniu i nie robi plam. Mogę go nabrać na pędzel tyle, ile chcę, a i tak wiem, że nie zrobię sobie "kuku" na twarzy. Idealnie nadaje się do podkreślania kości policzkowych, ale też do delikatnego konturowania. Jestem z niego mega zadowolona! 


Kosmetyki Freedom Makeup to dla mnie miłe zaskoczenie. Są idealnie dla tych, które oczekują dobrej jakości za niską cenę i szukają ciekawych zestawień kolorystycznych. Oferta tej marki jest naprawdę szeroka i myślę, że każda z nas znajdzie coś dla siebie :) 

Bronzer i paletka kosztują 12,50 zł, a do nabycia są obecnie w drogerii COCOLITA. Dokładniej <TU> i <TU>. 



Foltene Pharma, Szampon przeciwłojotokowy | Szampon przeciw wypadaniu włosów

$
0
0
Czy któraś z moich czytelniczek zmaga się z nadmiernym wypadaniem włosów spowodowanym łojotokowym zapaleniem skóry głowy? Jeśli tak, z pewnością wiecie, jak dużą rolę odgrywa dobry szampon. Problematyczna skóra głowy wymaga dokładnego oczyszczenia, ale nie można jej również nadmiernie przesuszać, ponieważ objawy ŁZS mogą się nasilić. Warto więc sięgać po specjalistyczne szampony bez SLS - ja najczęściej zaopatruję się w tego typu produkty w aptekach :)


Jakiś czas temu w moje ręce wpadły dwa szampony Foltene Pharma, których używałam na zmianę, 2-3 razy w tygodniu. Choć nadają się do codziennego stosowania, było mi ich najzwyczajniej w świecie szkoda :) Siegnęłam po szampon przeciwłojotokowy, a także po szampon wzmacniający i zapobiegający nadmiernemu wypadaniu włosów. W duecie miały pomóc pozbyć się moich problemów i "uspokoić" skórę głowy. Jak było w praktyce? 

Na pierwszy ogień poszedł szampon zapobiegający wypadaniu włosów. Zamknięto go w wygodnej, niewielkiej butelce z zamykaniem "na klik", mieszczącej w sobie 200 ml produktu. Konsystencję ma gęstą, kolor przezroczysty, zapach typowo apteczny, ale niedrażniący. Dobrze się pienił, toteż mimo małych rozmiarów, butelka wystarczyła mi na około 2 miesiące regularnego stosowania. 

Brak SLS w składzie mógłby świadczyć o tym, że szampon słabo oczyszcza. Nic podobnego, za pierwszym razem domywał nawet tłuste, ciężkie oleje, a włosy były świeże i puszyste. Nie przesuszone, nie tępe, ale wyraźnie odbite u nasady i miękkie. Niestety, zaraz po wodzie, w składzie znajdujemy Sodium Coceth Sulfate, który jest nieco mniej inwazyjnym zamiennikiem SLS. Dla osób z wrażliwą skórą głowy może to być problemem (tym bardziej, że szampon nakłada się na włosy na kilka minut, a potem dopiero spłukuje), ale u mnie na szczęście nie wyrządził żadnych szkód. 

Jeśli chodzi o wzmocnienie i zahamowanie wypadania, jestem nieco zawiedziona... Owszem, włosy wydawały się grubsze i mocniejsze, ale wypadały nadal tak, jak przed jego używaniem. Być może przyniósłby więcej korzyści przy stosowaniu jednocześnie z ampułkami z tej samej serii, które niestety, są nie na moją kieszeń. 

Bardziej zadowolona jestem natomiast z szamponu przeciwłojotokowego. Opakowanie to samo, konsystencja również, ale za to zapach bardziej przyjemny (nawet mi się spodobał, co w kosmetykach aptecznych rzadko się zdarza). W składzie zamiast SLS ma Zinc Coceth Sulfate, czyli substancję o działaniu przeciwłupieżowym i antybakteryjnym. Dalej witamina B6, biotyna i ekstrakt z szałwii, które tonizują skórę głowy, jednocześnie jej nie przesuszając. 

Ten szampon widocznie wzmocnił włosy, jednocześnie ich nie przesuszając, uspokoił skórę głowy i złagodził wszelkie zmiany chorobowe. O dziwo, to właśnie po jego używaniu zauważyłam zmniejszone wypadanie :) Myślę, że to zasługa biotyny i ekstraktu z szałwii, które wyraźnie służą moim włosom. Czupryna była po jego użyciu świeża przez dwa dni, co dla mnie jest świetnym wynikiem, bo zazwyczaj myłam głowę codziennie. Zdecydowanie polecam osobom, które mają problem z nadmiernym przetłuszczaniem skóry głowy, czy też cierpią na ŁZS. Zapewniam Was, że będziecie zadowoleni z efektów, a przy okazji nie zniszczycie sobie włosów :)


Jedynym minusem może być wysoka cena kosmetyków. Szampon przeciw wypadaniu kosztuje 49 zł, a szampon przeciwłojotokowy 45 zł (butelki o pojemności 200 ml). Nabyć możecie je w niektórych aptekach, a także na stronie producenta infoplus24.pl.


Co w Rossmannie piszczy - Program Nowości #4

$
0
0
Jak zwykle, pod koniec zeszłego miesiąca, odebrałam kolejne pudełko z Programu Nowości drogerii Rossmann. Tym razem wybrałam zestaw z kosmetykami do pielęgnacji, kolorówką i lekką, zdrową przekąską. Wszystkie produkty z boxa są już dostępne w sklepach, więc śmiało możecie ich szukać na półkach :)



Kosmetyki są jak na razie w fazie testów, więc pełnych opinii spodziewajcie się za jakiś czas. Mogę jednak powiedzieć już kilka zdań na temat każdego produktu - a nuż ktoś się skusi po przeczytaniu tego posta :) Przypominam też, że w Rossmannie obecnie trwa promocja -49% na kolorówkę, która kończy się dopiero 20 listopada. Zajrzyjmy do środka czerwonego pudła: 


Bell HYPOAllergenic, Maskara do brwi korygująca, nr 3 - 17,99 zł/10,5 g

Maskara, która idealnie wypełnia i podkreśla brwi. Niewielka i wygodna szczoteczka pozwala precyzyjnie zdefiniować brwi sprawiając, że będą one pełne i ujarzmione. Zawarta formuła kosmetyku delikatnie barwi włoski, nadając spojrzeniu mocy i charakteru. Kosmetyk dostępny jest w trzech naturalnych kolorach.

Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej nie malowałam brwi szarymi kolorami. Zawsze starałam się używać chłodnych odcieni brązów - były to zazwyczaj kredki, bądź cienie. Tutaj mamy do czynienia z maskarą w formie żelu, która nie dość, że podkreśla brwi, to świetnie je utrwala. Szczoteczka jest bardzo wygodna w obsłudze, aczkolwiek trzeba z nią uważać, bo podkreśla wszystkie, nawet te najmniejsze włoski. Warto przy jej używaniu mieć idealnie wyregulowany łuk brwiowy :)


Miss Sporty, My BFF, szminka do ust, nr 302 - 11,39 zł/4,5 g

Szminki Miss Sporty MY BFF to 12 soczystych odcieni nadających ustom intensywny kolor i blask. Kremowa formuła zapewnia nawilżenie, a intensywny i przyjemny zapach pozostaje na ustach przez wiele godzin!

Kolor jest naprawdę piękny i soczysty, a krycie jest całkiem niezłe, jak na pomadkę z tej półki cenowej. Nawilża usta i nie podkreśla suchych skórek, ale jest bardzo nietrwała. Na moich ustach, bez jedzenia i picia, wytrzymuje góra 3 godziny. Będę kombinować z odciskaniem nadmiaru w chusteczkę, ale jak na razie jestem lekko zawiedziona. 


L'Oreal Paris, Elseve, Magiczna Moc Olejków, olejek w kremie - 19,99 zł/150 ml

Pierwszy Olejek-w-Kremie od L'Oreal Paris ELSEVE to intensywna odżywka bez spłukiwania, dla wszystkich rodzajów włosów. Unikalna formuła nietłustego i lekkiego kremu, zawiera w sobie kompozycję starannie wyselekcjonowanych 6 olejków kwiatowych. Olejek-w-Kremie od L’Oreal Paris ELSEVE delikatnie otula włókno włosa, aby je intensywnie odżywić. Szybko się wchłania, nadając włosom olśniewający blask, miękkość i jedwabistą gładkość.

Zdecydowany hit tego pudełka! Wcześniej nie miałam do czynienia z kosmetykami Elseve - mam już sprawdzone produkty do włosów, które rzadko zdradzam z innymi markami. Olejek w kremie to nic innego, jak lekka odżywka bez spłukiwania, która dodatkowo chroni włosy przed działaniem wysokiej temperatury, wygładza i ułatwia układanie. Jestem mega zaskoczona efektami, jakie daje to cudo :) Kudły są miękkie, lejące, gładkie i błyszczą jak po wizycie u fryzjera! Skład jest dość fajny, a zapach tak mi się spodobał, że w ciągu dnia chodzę i wącham włosy :D Można go również używać w ciągu dnia, gdy włosy np. pod wpływem wilgoci zaczną się puszyć. Coś czuję, że będzie z tego miłość.


Batiste, XXL Volume, Suchy szampon - obecnie 13,99 zł/200 ml (cena regularna 16,99 zł)

Natychmiast odświeża włosy bez użycia wody jednocześnie zdecydowanie zwiększając objętość włosów, unosząc je u nasady, lekko usztywniając, a tym samym ułatwiając stylizację.

Uwielbiam szampony Batiste i przetestowałam już chyba wszystkie wersje zapachowe. Ten jest z dodatkiem lakieru do włosów, więc oprócz odświeżenia, dodatkowo utrwala fryzurę. Moim zdaniem nadaje się tylko do koków, warkoczy, czy końskich ogonów. Na rozpuszczonych włosach się nie sprawdza - skleja pasma i utrudnia rozczesywanie. Zauważyłam niestety, że jego codzienne używanie źle wpływa na moją skórę głowy... Cóż, pozostanę wierna wersji Medium & Brunette :)


Soraya, Clinic Clean, płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu, do cery wrażliwej - 14,99 zł/400 ml

Skutecznie usuwa makijaż i zanieczyszczenia z powierzchni skóry. Odświeża i oczyszcza cerę, a jednocześnie pozostawia ją nawilżoną i gładką. Jego formuła jest bardzo łagodna dla skóry i oczu, płyn nie powoduje szczypania i zaczerwienienia. Demakijaż jest łatwy i komfortowy, nie wymaga intensywnego pocierania.


Marka Soraya, jak do tej pory, kojarzyła mi się wyłącznie z ciemnymi, pomarańczowymi kolorami podkładów, nijak niepasującymi do urody Polek ;) Okazało się, że Soraya produkuje całkiem fajne kosmetyki do pielęgnacji. Płyn micelarny jest przeznaczony do skóry wrażliwej i rzeczywiście, nie powoduje żadnego szczypania, pieczenia, czy zaczerwienienia. Bezproblemowo i szybko usuwa makijaż zarówno twarzy, jak i oczu. Radzi sobie naprawdę dobrze! Zostawia jednak lekką, klejącą warstwę na skórze, więc twarz wymaga umycia żelem - ja i tak zawsze to robię, więc nie stanowi to dla mnie przeszkód w jego codziennym używaniu. 


Neutrogena, Visibly Clear, peeling do twarzy - 19,99 zł/150 ml

Orzeźwiający peeling do twarzy codziennego użytku dla czystej, świeżej i zdrowo wyglądającej skóry każdego dnia. Technologia Microclear® i złuszczające mikrocząsteczki tworzą formułę, która odblokowuje pory, głęboko oczyszcza skórę i pomaga eliminować pryszcze i wągry. Odświeżający peeling łagodnie oczyszcza skórę bez wysuszania, podczas gdy nuta różowego grapefruita pobudza zmysły i daje uczucie przyjemnego odświeżenia.

Jedyne, co mnie urzekło w tym kosmetyku to jego piękny, soczysty zapach prawdziwego grejpfruta :) Poza tym - nic nadzwyczajnego. Delikatny peeling, nieźle oczyszczający i odświeżający skórę. Nie podrażnia, nie wysusza, nie robi żadnej krzywdy. Ot, taki przeciętniak o ładnym zapachu.


Adam's Fitness Food, Energy Bar, baton owocowy - 6,99 zł/50 g

Składniki: Płatki owsiane, syrop glukozowy, migdały, orzechy arachidowe, słonecznik, pestki dyni, owoce liofilizowane 7,4% (malina, jeżyna, truskawka), emulgator: lecytyna slonecznikowa.

Kolejny hit, tym razem cenowy... 7 zł za małego batonika?! Owszem, skład jest naturalny, przekąska ręcznie robiona, smakuje świetnie, zdrowe to, pożywne, ale... Czy ktoś się na niego skusi? Być może tak, ale cena, jak dla mnie, jest totalnie z kosmosu.


ShinyBox październik 2015: Think Pink

$
0
0
Ostatnimi czasy pogoda nas nie rozpieszcza... Brak światła nie sprzyja robieniu zdjęć, więc z góry przepraszam Was za słabą jakość. Mam nadzieję, że już w ciągu kilku dni uda mi się kupić nowy sprzęt, dzięki któremu kosmetyki, zwłaszcza kolorowe, pokażę z dużą dokładnością i będziecie czytać mnie jeszcze chętniej, niż teraz  :)

Pod koniec zeszłego miesiąca w moje ręce wpadła najnowsza edycja ShinyBoxa pod nazwą Think Pink. Jak wiadomo, październik jest miesiącem walki z rakiem piersi, więc od początku wiadomo było, że w boxie znajdzie się coś do pielęgnacji biustu.
 

W październikowym pudełku znalazły się trzy produkty pełnowymiarowe i cztery miniatury. Jest coś do włosów, coś pod oczy i... nieszczęsna kolorówka, z którą, wiadomo jak jest - raz się trafi z odcieniem, raz nie. Zajrzyjmy do środka:

L'OCCITANE, Szampon do włosów Cytrusowa Werbena, 59 zł/ 250 ml - miniatura 50 ml
Szampon Cytrusowa Werbena orzeźwi Twoje włosy oraz zapewni im witalność, połysk i sprężystość. Dodatkowo nada im zapach organicznej werbeny z Prowansji i słonecznych owoców cytrusowych.

L'OCCITANE, Odżywka do włosów Cytrusowa Werbena, 68 zł.250 ml - miniatura 50 ml
Ultra świeża odżywka Cytrusowa Werbena pomoże Ci rozplątać i wygładzić włosy. Pozostawi je jasne, błyszczące i łatwe do ułożenia. Odświeżający zapach cytrusowy dodaje energii, odświeża zmysły, łagodzi zmęczenie.

W internecie pojawiły się głosy, że miniatury mają inne składy, niż kosmetyki pełnowymiarowe z tej serii. No cóż, nie mnie to oceniać, ale jeśli rzeczywiście firma chciała pozbyć się zalegających w magazynie gratisów, to trochę słabe zagranie. Niemniej jednak, zarówno szampon, jak i odżywka pachną przepięknie i całkiem nieźle sprawdzają się na moich włosach :) Zużyłam je dość szybko i nie zachwyciły mnie na tyle, żeby kupić pełną wersję. 

DIADEM, Rozświetlający róż do policzków, 14,50 zł/ 6,5 g - produkt pełnowymiarowy
Róże rozświetlające stanowią delikatne wykończenie makijażu, są bardzo trwałe, dzięki czemu kolor pozostaje na twarzy przez cały dzień. Perfekcyjnie modelują kształt twarzy i podkreślają miejsca, gdzie zostały naniesione. Polecane do każdego rodzaju skóry.

Kosmetyk znam i lubię :) Teraz trafiłam na piękny, różowo-ceglasty odcień, który idealnie pasuje do ciepłych karnacji. Pełna recenzja <TUTAJ>.

CLARENA, Kawiorowy krem do biustu z efektem push-up, 76 zł/ 200 ml - miniatura
Kosmetyk zawiera Voluform, czyli kompleks aminokwasów, który w pierwszej fazie detoksykuje skórę, w drugiej ujędrnia, a w trzeciej wspomaga wzrost komórek tłuszczowych. Krem modeluje biust, nawilża i wygładza jego delikatną skórę.

Krem fajnie nawilża i napina skórę, szybko się wchłania i pięknie pachnie. Niestety, żadnego efektu push-up nie zauważyłam, ale być może dla pełnych efektów potrzeba również pełnowymiarowego opakowania kosmetyku :)

DELIA, Roll-on pod oczy, 12 zł/15 ml
+3D Hyaluron Fusion to unikalny program stworzony dla kobiet oczekujących natychmiastowych efektów w pielęgnacji. Roll-on wygładza drobne zmarszczki pod oczami, redukuje oznaki zmęczenia i rozświetla spojrzenie.

Mnie akurat nie przeszkadza, że roll-on jest przeznaczony dla Pań w wieku 50+, bo doskonale wiemy, że ograniczenia wiekowe należy traktować z przymrużeniem oka ;) Fajnie chłodzi i napina skórę, ale jak dla mnie trochę za mało nawilża. Nadaje się do stosowania na dzień, pod makijaż, ale na noc ma za słaby skład. Podoba mi się jego praktyczne i higieniczne opakowanie - nie musimy paciać żelu paluchami i rozciągać delikatnej skóry pod oczami - roll-on robi to za nas.

SUMITA, Kredka do oczu, 75 zł/ szt.
Bogate w olejki kredki Sumita umożliwiają płynną i miękką aplikację w wewnętrznym kąciku oka i nad powiekami. Ekstrawaganckie i nie pozostawiające smug kolory odmienią Twoje oczy jednym pociągnięciem kredki. Mix kolorów.

Tutaj delikatny niewypał, bo kolor kredki trafił mi się żółto-złoty... Choćbym chciała, to nie wykorzystam jej w żaden sposób, bo takich odcieni nie lubię i najzwyczajniej w świecie mi nie pasują :( Poza tym kredka dotarła do mnie złamana. Niby nic, ale to oznacza, że ktoś już wcześniej ją otwierał, albo została wyprodukowana z wadą. No i cena... totalnie kosmiczna!


WIBO, Tusz do rzęs Queen Size, 8 zł/ szt.
Maskara pogrubiająca i wydłużająca, dzięki której uzyskasz efekt pełnych rzęs w ekspresowym tempie. Dzięki gęstej szczoteczce wygiętej w łuk, nadasz swoim rzęsom objętość już po kilku pociągnięciach. 

Ten tusz to nowość na rynku, nie jest jeszcze dostępny w sprzedaży. Po obiecującym opisie producenta spodziewałam się efektu sztucznych rzęs, a w rzeczywistości jest to maskara dla osób ceniących sobie naturalny wygląd. Owszem, delikatnie przyciemnia włoski i nieznacznie je wydłuża, ale to nie jest to, czego ja wymagam od tuszu. 

___________________

Podsumowując - nie jest to zły box, ale spodziewałam się jednak czegoś lepszego. Jedyne, co mi się naprawdę przyda, to róż do policzków. Miniatury szybko się skończyły, kredka jest w kolorze, który mi się nie podoba, a roll on pod oczy i tusz do rzęs to kosmetyki ogólnodostępne i niczym niewyróżniające się spośród innych tego typu produktów. Mam nadzieję, że Miss Autumn pozytywnie zaskoczy nas swoją zawartością, bo jedno pudełko będę miała dla Was! :)

Viewing all 98 articles
Browse latest View live