Czytając Wasze odpowiedzi na pytanie konkursowe (do końca tygodnia możecie zgłaszać się
TUTAJ), uświadomiłam sobie, że zbyt rzadko robię posty z ulubieńcami :) Niektóre z blogerek piszą o swoich ulubionych kosmetykach co miesiąc, ale u mnie coś takiego nie miałoby racji bytu. Powody są dwa. Po pierwsze: nie każdego miesiąca znajduję produkty warte uwagi, takie, które wyróżniają się spośród innych i o których koniecznie muszę Wam napisać. Po drugie: moja pielęgnacja twarzy jest dość nudna i monotonna, bo z racji tego, że ciągle jeszcze przechodzę kurację izotretynoiną, muszę uważać na to, czego używam.
Ale, ale! Obiecuję poprawę i postaram się chociaż raz na kilka miesięcy pokazać Wam kosmetyki, które skradły moje serce i zaskoczyły pozytywnym działaniem. Chciałam nagrać film z ulubieńcami, ale światło (a raczej jego brak) skłoniło mnie do tradycyjnej formy przekazu, czyli zdjęcia + krótkie recenzje. Może i wyszedł z tego tasiemiec, ale skoro lubicie oglądać i czytać o kosmetycznych perełkach, raczej nie będziecie się nudzić :)
Żeby było Wam łatwiej przebrnąć przez ten post, podzieliłam kosmetyki tematycznie. Zacznę od pielęgnacji twarzy, potem pielęgnacja włosów i ciała, a na końcu kolorówka. Jeśli chodzi o twarz, zimą skupiłam się na nawilżaniu, a także usuwaniu przebarwień i blizn potrądzikowych. Pojawiły się kwasy, dwa fajne kremy oraz serum z cytryną i bursztynem ;)
FARMONA, AmberRay, Multifunkcyjne serum rozjaśniające
Serum stosuję rano, pod krem i podkład. Moja skóra jest po nim tak gładziutka, że nie mogę przestać jej dotykać ;) Przebarwienia są troszkę jaśniejsze, ale nie wiem, na ile to zasługa tego serum, a na ile kwasów. Wiem jednak, że produkt dość przyzwoicie nawilża, wygładza i zmiękcza skórę, idealnie nadaje się pod makijaż, nie zapycha i nie powoduje podrażnień.
VIANEK, Nawilżający krem pod oczy z ekstraktem z lnu
Gdy skończył się mój ulubieniec z Resibo, jego miejsce zajęła nowość na polskim rynku, którą znalazłam w jednym z ShinyBoxów. Krem będzie zbyt delikatny dla wymagającej skóry pod oczami, ale dla mnie jest idealny. Nawilża, wygładza, delikatnie redukuje cienie i opuchliznę, a korektor nałożony bezpośrednio na ten krem wygląda dobrze i nie zbiera się w załamaniach.
DERMIKA, Hydralogic, Krem hydra-matujący
To nowość, która dopiero pojawia się w drogeriach. Co prawda krem przeznaczony jest dla Pań w wieku 30+, a mnie trochę do trzydziestki brakuje, ale ja ograniczenia wiekowe zawsze traktuję z przymrużeniem oka :) Fajny krem na dzień, z niezłym składem, z trochę wyższej półki cenowej. Moja cera bardzo się z nim polubiła, głównie ze względu na to, że głęboko i wyraźnie nawilża, a jednocześnie matuje. Jako posiadaczka skóry mieszanej, skłonnej do nadmiernego błyszczenia, jestem zadowolona z jego działania.
NOREL, Mandelic Acid, Tonik żelowy z kwasem migdałowym
Hit blogosfery, który sprawdził się także i u mnie. Stosuję go nie tylko na twarz, ale także na dekolt i ramiona. Nie spodziewajcie się wielkiego łuszczenia, bo stężenie kwasu to tylko 6% - to kosmetyk bardziej nawilżająco - wygładzający. Radzi sobie z przebarwieniami, świetnie wygładza, przyspiesza gojenie się wyprysków, a nawet ruszył moje zamknięte zaskórniki, co uważam za wielki sukces :) Lubię go i myślę, że zostanie ze mną na dłużej.
GLYSKINCARE, Gentle Cleanser, Delikatny płyn do mycia twarzy
Kremowy, jedwabisty, po prostu idealny w konsystencji kosmetyk, który delikatnie (jak sama nazwa wskazuje) oczyszcza cerę i przygotowuje ją do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Drogi, ale mega wydajny i tak świetny w swym działaniu, że jestem skłonna kupić sobie drugą butelkę :) Twarz po jego użyciu nie jest ściągnięta, a przyjemnie gładka i nawilżona. Zazwyczaj po jego użyciu nakładam krok drugi - emulsję z kwasem glikolowym i mam wrażenie, że skóra wtedy mniej szczypie.
Jeśli chodzi o włosy, zimą przeprosiłam się z kosmetykami drogeryjnymi. I wcale tego nie żałuję :) W ulubieńcach znalazł się też suchy szampon, którego zużywam już trzecie opakowanie, a także maska, którą na początku chciałam wyrzucić do kosza...
OLIVOLIO, Maska do włosów z witaminami PP i H
Bogata, gęsta, zbita konsystencja i niezbyt przyjemny zapach - tyle mogłam o niej powiedzieć na początku użytkowania. Totalnie nie sprawdziła się na moich włosach latem. Wtedy robiła mi jeden wielki puch, utrudniała rozczesywanie i wcale, ale to wcale nie odżywiała. Teraz moje włosy po jej użyciu wyglądają jak z reklamy :) Idealna, lejąca, miękka, błyszcząca tafla. Cudo!
FARMONA, Herbal Care, Szampon dziegieć
Myślałam, że to będzie zwykły szampon, dobry do zmywania olejów i głębszego oczyszczania włosów. Myślałam, że będzie wymagał dobrej maski i jeszcze lepszego serum do końców, bo będzie mi robił siano na głowie. Myślałam, że się u mnie nie sprawdzi. O, jak bardzo się myliłam :) Jedyne, co mogę mu zarzucić, to niezbyt przyjemny zapach, ale tak pachną wszystkie kosmetyki z dziegciem. Świetnie oczyszcza, koi moją łojotokową skórę, przedłuża świeżość włosów i wcale nie wysusza. Dobry do codziennego, częstego stosowania.
BATISTE, Suchy szampon, Medium & Brunette
Odkąd wróciłam do naturalnego koloru włosów, ta wersja Batiste jest ze mną na co dzień. Zużywam już trzecie jego opakowanie i uważam, że jest lepszy od wersji bez koloru :) Ma chłodny odcień ciemnego blondu, nie bieli i nie odznacza się na włosach. Nie powoduje również swędzenia skóry, co w przypadku tradycyjnych Batiste niestety się zdarzało.
ELSEVE, Olejek w kremie
Pięknie pachnący balsam w kremie, która dobrze dociąża i wygładza niesforne końce. Traktuję go jako odżywkę bez spłukiwania, która ułatwi mi rozczesywanie i pomoże ułożyć fryzurę. Nie puszy włosów, nie obciąża, a w składzie ma naturalne olejki, które nawilżają i odżywiają włosy.
DOVE Advanced, Serum Quench Absolute
Dość drogie jak na kosmetyk drogeryjny serum, przeznaczone do loków i fal, które idealnie wygładza i nawilża włosy, a dodatkowo podkreśla skręt. Nie mam co prawda włosów kręconych, tylko falowane, ale ten produkt sprawdza się u mnie świetnie. Fale/loki są elastyczne i sprężyste, a włosy gładkie i jedwabiście miękkie. Jak na serum, butelka ma dużą pojemność (100 ml), więc uważam, że taka inwestycja się opłaca ;)
ELFA PHARM, O'Herbal, Szampon i odżywka zwiększające objętość
Nowości od Elfa Pharm w dużych, półlitrowych opakowaniach, z całkiem fajnymi składami :) Moja wersja zwiększająca objętość ma wyciąg z arniki, który jest główną substancją aktywną. Szampon dobrze oczyszcza, jednocześnie nadając objętości i nie wysuszając włosów, a odżywka wygładza i nawilża. Wydajne, niedrogie, świeżo pachnące. Jak dla mnie OK :)
W pielęgnacji ciała królowały złuszczające, gruboziarniste peelingi, a także nawilżające, bogate masła i kremy. Zazwyczaj w takim zestawieniu nie prezentowałam żadnych kosmetyków myjących, ale teraz trafiłam na prawdziwą perełkę - musicie się o niej dowiedzieć!
LIRENE, Beauty Collection, Peeling mango i kokos
Choć kokos z nazwy jest drobnoziarnisty, to uwierzcie mi, że drobinki są naprawdę duże i ostre - w końcu to sól :) Mocne i aromatyczne zdzieraki uwielbiam, a te spełniają swoją rolę. Usuwają martwy naskórek, nie podrażniają, nie wysuszają i nie rozpuszczają się w ekspresowym tempie. Są niedrogie i łatwo dostępne - to lubię!
PHARMACERIS E, Emolientowy żel do mycia ciała
Kosmetyk apteczny, przeznaczony do skóry bardzo suchej. Jedyny żel pod prysznic, który głęboko, widocznie nawilża i zmiękcza, jednocześnie łagodząc podrażnienia. Po kąpieli z jego użyciem nie musiałam już używać żadnego balsamu, ani masła. Skóra jest mięciutka i gładka, jak po kąpieli w olejkach. Prawdziwe zbawienie podczas mrozów, gdy skóra jest odwodniona i mega przesuszona. Jedyne, co mi się nie podoba, to jego zapach. Na szczęście nie jest wyczuwalny po spłukaniu :)
OLIVOLIO, Masło do ciała z olejem arganowym
Tak, jak moje włosy nie dogadują się z arganem, tak ciało wprost przeciwnie. Pokochałam to zbite, gęste masło, którego potrzeba naprawdę niewiele do jednokrotnego użycia. Pachnie pięknie - orientalnie, aromatycznie, naturalnie. Wchłania się błyskawicznie, pozostawiając skórę odżywioną, ukojoną i głęboko nawilżoną. Idealne właśnie teraz, zimą, bo na lato może być za ciężkie i pozostawiać lepką warstwę. Pełna recenzja pojawi się na blogu niebawem :)
EVREE, Instant Help, Krem ratunek dla rąk
Kolejny hit od Evree, który mogę polecić każdej kobiecie dbającej o swoje dłonie. Teraz, gdy w pracy mam kontakt z chemią, moja skóra dłoni jest w stanie opłakanym. W połączeniu z mrozami dochodzi jeszcze uczucie szorstkości i pękanie. Instant Help poradził sobie z tym problemem w ciągu paru dni. Nawilża, łagodzi podrażnienia, uczucie ściągnięcia i szczypania, a w dodatku ładnie pachnie i ma bogaty skład.
Na koniec oczywiście kategoria najczęściej obfitująca w ulubieńców, czyli kolorówka :) Zimą mój makijaż opierał się na mocniejszym tuszowaniu rzęs, rozświetleniu cery, lekkich podkładach i ciemnych, matowych ustach.
MAYBELLINE, Master Ink, Eyeliner w pędzelku
Tak się przyzwyczaiłam do pisaków, że już prawie zapomniałam o linerach w pędzelku. Pisakami łatwiej było mi się obsłużyć, dopóki nie trafiła do mnie nowość od Maybelline. Głęboka, smolista czerń, precyzyjny pędzelek, świetna trwałość i błyszcząca formuła sprawiły, że pisaki poszły w odstawkę :P Bardzo łatwo namalować nim równe kreski, które szybko zasychają i nie odbijają się na górnej powiece.
FLOSLEK, Serum do rzęs Revive Lashes
Nie wiedziałam do jakiej kategorii je wrzucić, więc wylądowało tu :P Ostatnią odżywką, jakiej używałam, była ta z Realash, która skończyła mi się w maju. Do końca roku rzęsy jako tako się trzymały, ale z początkiem stycznia zaczęły wypadać. Revive Lashes zaczęło działać bardzo szybko - wypadanie ustało już po kilku użyciach, a teraz widać, że włoski są dłuższe i powoli się zagęszczają. Jak za tę cenę, naprawdę warto.
GOLDEN ROSE, Matte Lipstick Crayon
Kredki GR to prawdziwy hit ostatnich miesięcy. Bardziej kremowe od matowych pomadek tej firmy, świetnie napigmentowane i równie trwałe. Łatwiej wykonać nimi precyzyjny makijaż ust, nie wysuszają tak bardzo warg, a efekt, jaki osiągamy dzięki nim jest po prostu piękny :) Posiadam obecnie trzy kolory: 02. 11 i 13.
KOBO, Matte LipsTe szminki skradły moje serce głównie ze względu na śliczne, kobiece opakowania. Jakościowo również są niczego sobie - utrzymują się spokojnie kilka godzin, a gama kolorystyczna jest powalająca. Pokazywałam je na blogu w
TYM poście i również się nimi zachwycałyście ;) Moimi faworytami są oczywiście Nicea i Croix, choć teraz w użyciu jest już cała szóstka.
NEAUTY MINERALS, Mineralny podkład kryjący
Nowa formuła podkładu zdecydowanie przypadła mi do gustu. Krycie jest porównywalne do Revlona CS, więc warto przyjrzeć mu się bliżej, bo jest na pewno lżejszy i zdrowszy dla skóry :) Mógłby tylko matować na dłużej, ale nie taka jego rola, więc przymykam oko.
LIRENE, Krem BB Master Blur
Kryje średnio, ale tak idealnie wygładza i matuje skórę, że jestem w nim zakochana. Jeśli potrzebuję większego krycia, bo moja cera ma gorszy okres, traktuję go jako bazę pod makijaż i również w tej roli sprawdza się świetnie :) Nie zapycha, nie wysusza, nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się skóry. Jeśli nie macie większych problemów ze skórą, da Wam efekt photoshopa.
LIRENE, No Mask, Płynny fluid + serum
Tak, jak wyżej - krycie średnie, ale jego właściwości pielęgnacyjne sprawiły, że bardzo go polubiłam. Wygładza, nawilża, delikatnie matuje, idealnie dopasowuje się do naturalnego kolorytu cery, a gdy potrzebujemy większego zamaskowania niedoskonałości, wystarczy dodać drugą warstwę i lekko przypudrować. Przeszkadza mi tylko to, że jest bardzo rzadki, bo czasem lubi mi się wylać "przypadkowo" na spodnie... :D
WIBO, Star Glow
Polska wersja słynnych meteorytów Guerlain, która u mnie świetnie sprawdza się jako rozświetlacz. Efekt, jaki daje jest naprawdę bardzo delikatny, ale nie ma nic wspólnego z chamskim brokatem. Ładna, chłodna, jednolita, odbijająca światło tafla :)
SENSIQUE, Long Lashes
Tusz do rzęs, który ma świetną szczoteczkę i moim zdaniem to właśnie ona "robi robotę". Z jednej strony ma grzebyk rozdzielający i wyczesujący nadmiar kosmetyku, a z drugiej krótkie ząbki, docierające do najmniejszych i niewidocznych gołym okiem rzęs. Wydłuża, pogrubia i ładnie podkreśla, a przy odrobinie wysiłku możemy sobie wyczarować teatralny efekt :) Nie osypuje się i nie kruszy, a jedynie po całym dniu lekko odbija na górnej powiece. Można mu to wybaczyć, biorąc pod uwagę niską cenę.
RIMMEL, Super Curler
Po nim spodziewałam się zdecydowanie czegoś więcej. Przyzwyczajona do efektu miliona rzęs, jaki daje mi zielony kolega opisany niżej, na początku byłam rozczarowana tuszem Rimmela. Miał zastąpić zalotkę, a efekt podkręcenia jest bardzo delikatny. W ogóle efekt jest bardzo delikatny, więc nadaje się do codziennego makijażu typu "make up no make up". Taki wiecie, niby jest, ale go nie ma :D Mimo, że na początku trochę ponarzekałam, bardzo go polubiłam. Z biegiem czasu nauczyłam się z nim pracować tak, że rzęsy naprawdę wyglądały dobrze - wydłużone, podkręcone i pogrubione.
L'OREAL, Volume Million Lashes Feline
Cudo nad cudami! Używam go od listopada i mimo, że tuszu w opakowaniu są resztki, rzęsy nim pomalowane wyglądają jak sztuczne. Podkręcona szczoteczka i olejkowa formuła sprawia, że włoski wcale nie są posklejane, a wręcz przeciwnie. Jak się postaram, to zrobię tak, że porozdzielam nim wszystkie rzęsy - wtedy mam prawdziwy wachlarz :) Nie pasuje mi w nim tylko cena regularna - mógłby być jednak tańszy.
Uff... Dobrnęliśmy do końca :) Znacie którychś z moich ulubieńców? Używacie ich? Które kosmetyki sprawdziły się u Was, a które okazały się bublami?